Policjanci otrzymali dwa odrębne zgłoszenia i zajmowali się nimi, nie przypuszczając na początku, że sprawy mają wspólną przyczynę, a mianowicie alkohol.
Prawie zamarzł w lesie
W środku nocy (z 5 na 6 stycznia) na numer alarmowy włodawskiej policji zadzwonił mężczyzna z informacją, że jego syn zgubił się w lesie i "zamarza".
- Dyżurny skierował policjantów w rejon miejscowości Hanna i podjął próby nawiązania kontaktu telefonicznego. 22-latek mówił, że znajduje się przy ambonie myśliwskiej i jest bardzo zmęczony. Twierdził, że nie jest w stanie już dalej iść - opowiada nadkom. Bożena Szymańska z Komendy Powiatowej Policji we Włodawie.
Policjanci pozostawali w stałej łączności z zaginionym. Gdy 22-latek zauważył sygnały świetlne, dyżurny polecił mu zaświecić latarkę w telefonie, by funkcjonariusze włodawskiej komendy mogli do niego trafić.
- Po chwili policjanci dotarli do wyziębionego 22-latka. Mundurowi zanieśli go do radiowozu, a następnie przekazali załodze karetki pogotowia ratunkowego. Z uwagi na znaczne wyziębienie organizmu pogotowie ratunkowe zabrało go do szpitala - dodaje nadkomisarz.
Fałszywa ofiara napaści
W minioną sobotę 17-latek poinformował matkę, że został napadnięty przez czterech mężczyzn. Napastnicy mieli go pobić i zabrać telefon komórkowy. Szybko okazało się, że chłopak wymyślił całą historię.
W niedzielę włodawscy policjanci otrzymali zgłoszenie od mieszkanki gm. Hanna, że jej syn został napadnięty, gdy w nocy wracał rowerem do domu. Nieznajomi mieli pobić go i zabrać telefon komórkowy. Mundurowi rozpoczęli poszukiwania sprawców rozboju. Podjęli czynności na miejscu rzekomego przestępstwa, ale szybko ustalili, że napadu nie było.
- Okazało się, że 17-latek zgubił telefon, który niedawno otrzymał w prezencie od matki. Całą opowieść wymyślił, bo bał się jej reakcji. Nie przewidział jedynie, że kobieta powiadomi policję - informuje nadkom. Bożena Szymańska z włodawskiej policji.
Napisz komentarz
Komentarze