Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama Mieszkania, apartamenty, kawalerki do wynajęcia
Reklama

Kwitnie leśny biznes

Nawet po kilka tysięcy złotych zarabiają w tym sezonie najsprytniejsi grzybiarze. Przy trasie Chełm - Włodawa za sześć dorodnych prawdziwków trzeba zapłacić 15-20 złotych i chętnych nie brakuje. Ale leśny biznes to nie tylko grzyby.
Kwitnie leśny biznes

Pani Marzena handluje grzybami od kilku już lat. Nazwiska nie chce podać, żeby nie było problemów, bo taka sprzedaż przy szosie jest teoretycznie nielegalna. W praktyce jednak rzadko się zdarza, żeby ktoś został za to ukarany.

- Gdyby nie te grzyby, a wcześniej jagody i czasami poziomki, ciężko by było związać koniec z końcem – mówi. Pani Marzena jest rencistką. Najpierw nazbierała grzybów dla siebie i najbliższych. Część ususzyła, trochę zamroziła, pozostałe marynowała. - A ile obiadów miałam? I zupka była i pyszny sosik – zachwala.

Przyjemne z pożytecznym

Dlaczego stoi przy szosie i sprzedaje grzyby?

- Kocham las, lubię po nim spacerować, a że mam szczęście do grzybów, zawsze jakiegoś wypatrzyłam. Szkoda było zostawić. Bo dla mnie grzyby to pieniądze. Kto by się po nie nie schylił? – pyta retorycznie.

Ile zarobiła w tym sezonie?

– Ze dwie moje renty będą – mówi.

Jak kształtują się ceny grzybów przy szosie? Wszystko zależy od tego, czy ktoś potrafi się targować. No i oczywiście od tego, czy jest wysyp. W ubiegłym tygodniu cena wyjściowa dla prawdziwków to 20-25 złotych, podgrzybków 15-18 zł. Za pojemnik opieniek (około 0,5 kg) – 6 złotych. Na chełmskim bazarze ceny są praktycznie takie same.

- Grzyby, które trafiają do sprzedaży, muszą mieć atest – przypomina Elżbieta Kuryk, dyrektor Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Chełmie. - Dlatego kupując je, pytajmy o ten dokument – apeluje.

Za to można dostać mandat

- Lasy w Polsce są ogólnodostępne. Każdy, jeśli tylko nie łamie przepisów dotyczących zachowania się w lasach, może zbierać w nich grzyby, maliny, jagody czy poziomki – mówi Wojciech Kamiński, starszy specjalista służby leśnej w Nadleśnictwie Chełm. – Ale tylko na własne potrzeby. I nie we wszystkich miejscach. Nie wolno zbierać grzybów tam, gdzie jest stały zakaz wstępu: na uprawach do 4 m wysokości, w drzewostanach nasiennych i powierzchniach doświadczalnych, w ostojach zwierzyny. Nie wolno ich także zbierać w rezerwatach i parkach narodowych oraz na terenach wojskowych – dodaje.

Za nieprzestrzeganie przepisów można dostać nawet 500-złotowy mandat. Z lasu nie wolno zabierać też dziko żyjących zwierząt. Karane jest ich płoszenie, ściganie i zabijanie. Zabronione jest wydobywanie żywicy, zdzieranie kory, zbieranie mchu, wydobywanie piasku. W tym przypadku grzywna może wynieść nawet do 1000 złotych.

Kary czekają również tych, co wjeżdżają do lasu pojazdami mechanicznymi poza wyznaczonym miejscem, podrzucają śmieci czy palą ogniska. Ubożsi o kilkaset złotych mogą być też ci, którzy sięgają po szyszki czy żołędzie. Tego zabraniają prywatnym osobom przepisy. Nie wolno wprowadzać ich również do obrotu. – Dwie szyszki czy dwa żołędzie, to nie problem, ale worek już tak – dodaje Kamiński. Mimo to w lesie często można spotkać ludzi zbierających te kwiaty i owoce.

Zbiory pod kontrolą leśników

- Takich zbiorów w lasach państwowych mogą dokonywać tylko pracownicy zakładów usług leśnych wyłonionych w przetargach. Osoby prywatne mogą zbierać szyszki i żołędzie jedynie w lasach prywatnych, ale tylko na własny użytek, np. do opału, wykonywania stroików itp. – mówi Barbara Lach, leśniczy szkółkarz ze Szkółki Leśnej w Kołaczach Nadleśnictwa Włodawa. – Ci, którzy chcieliby wprowadzić do obrotu szyszki lub żołędzie muszą wystąpić z takim zapytaniem do nadleśnictwa, a następnie spełnić szereg określonych warunków. Procedura nie jest jednak prosta, więc rzadko się zdarza, aby ktoś decydował się na taką działalność – wyjaśnia Lach.

Tymczasem w internecie ogłoszeń o sprzedaży szyszek jest całkiem sporo. Ceny? Od 5 do 10 groszy za sztukę lub od 38 do 58 zł za worek. Za żołędzie dębu czerwonego zapłacić trzeba 5 złotych za kilogram. Czy wszystkie pochodzą z prywatnych lasów?

- Zbiory szyszek można przeprowadzać wyłącznie w specjalnie wyznaczonych do tego miejscach. Muszą mieć one odpowiednie pochodzenie. Rejonizacja przyrodniczo-leśna jest tutaj bardzo istotna, żeby drzewa przekazywały dobre potomstwo. Dlatego zebranych szyszek, a potem nasion nie można mieszać z partiami szyszek z innych drzewostanów – wyjaśnia Włodzimierz Czeżyk, komendant Posterunku Straży Leśnej Nadleśnictwa Włodawa.

Leśnicy z Nadleśnictwa Włodawa właśnie kończą zbiór żołędzi dębu szypułkowego i dębu bezszypułkowego. Trwał od połowy września. Zajmowali się tym wyspecjalizowani pracownicy z Zakładu Usług Leśnych we Włodawie.

Sezon na szyszki rozpocznie się w grudniu i potrwa nawet do lutego. W Nadleśnictwie Włodawa zbierane będą szyszki świerków pospolitych i sosny zwyczajnej. Wszystkie trafią do Szkółki Leśnej w Kołaczach, gdzie będzie sprawdzany ich wiek, a także jakość. Są tam również ważone.

- Szyszki przewozimy do wyłuszczarni, która mieści się w Zwierzyńcu. Tam wydobywa się z nich nasiona, które przechowywane są do siewów w Leśnym Ośrodku Nasiennym. Na wiosnę nasiona z powrotem trafiają do szkółek leśnych, gdzie wykorzystywane są do produkcji sadzonek, a te z kolei do odnowień i zalesień.

Pieniądze leżą na ziemi

Choć nie rosną w lesie, na ich owocach też można nieźle zarobić. Mowa o kasztanach. W tym roku za kilogram tych owoców punk skupu w Chełmie płacił 1 zł. Jego właścicielka Stanisława Sowa mówi, że rekordzista zarobił w tym sezonie około 1000 złotych. A sezon na kasztany trwał zaledwie miesiąc. W ubiegły piątek firma z Lublina odebrała ostatnią ich partię – 2 tony. W ciągu czterech tygodni pani Stanisława wyekspediowała ze swojego punktu 6 ton tych darów jesieni.

- Utrzymać się z tego nie da, ale dorobić można – mówi pani Krystyna. Mieszkam w okolicy, gdzie kasztanowce rosną. Za każdym razem, kiedy wychodziłam z domu, "po drodze" uzbierałam siateczkę. 10 czy 20 złotych w moim przypadku to dużo. I miałam na codzienne zakupy.

W Chełmie rośnie około 800 kasztanowców, więc okazji do zarobku jest sporo. A korzyść jest podwójna: bo ludzie zarabiają i wyręczają służby, które muszą posprzątać to, co spadło z drzew.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklamabaner reklamowy
Reklamareklama Bon Ton
Reklamadotacje rpo
Reklama
Reklama