Pani Marzena handluje grzybami od kilku już lat. Nazwiska nie chce podać, żeby nie było problemów, bo taka sprzedaż przy szosie jest teoretycznie nielegalna. W praktyce jednak rzadko się zdarza, żeby ktoś został za to ukarany.
- Gdyby nie te grzyby, a wcześniej jagody i czasami poziomki, ciężko by było związać koniec z końcem – mówi. Pani Marzena jest rencistką. Najpierw nazbierała grzybów dla siebie i najbliższych. Część ususzyła, trochę zamroziła, pozostałe marynowała. - A ile obiadów miałam? I zupka była i pyszny sosik – zachwala.
Przyjemne z pożytecznym
Dlaczego stoi przy szosie i sprzedaje grzyby?
- Kocham las, lubię po nim spacerować, a że mam szczęście do grzybów, zawsze jakiegoś wypatrzyłam. Szkoda było zostawić. Bo dla mnie grzyby to pieniądze. Kto by się po nie nie schylił? – pyta retorycznie.
Ile zarobiła w tym sezonie?
– Ze dwie moje renty będą – mówi.
Jak kształtują się ceny grzybów przy szosie? Wszystko zależy od tego, czy ktoś potrafi się targować. No i oczywiście od tego, czy jest wysyp. W ubiegłym tygodniu cena wyjściowa dla prawdziwków to 20-25 złotych, podgrzybków 15-18 zł. Za pojemnik opieniek (około 0,5 kg) – 6 złotych. Na chełmskim bazarze ceny są praktycznie takie same.
- Grzyby, które trafiają do sprzedaży, muszą mieć atest – przypomina Elżbieta Kuryk, dyrektor Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Chełmie. - Dlatego kupując je, pytajmy o ten dokument – apeluje.
Za to można dostać mandat
- Lasy w Polsce są ogólnodostępne. Każdy, jeśli tylko nie łamie przepisów dotyczących zachowania się w lasach, może zbierać w nich grzyby, maliny, jagody czy poziomki – mówi Wojciech Kamiński, starszy specjalista służby leśnej w Nadleśnictwie Chełm. – Ale tylko na własne potrzeby. I nie we wszystkich miejscach. Nie wolno zbierać grzybów tam, gdzie jest stały zakaz wstępu: na uprawach do 4 m wysokości, w drzewostanach nasiennych i powierzchniach doświadczalnych, w ostojach zwierzyny. Nie wolno ich także zbierać w rezerwatach i parkach narodowych oraz na terenach wojskowych – dodaje.
Za nieprzestrzeganie przepisów można dostać nawet 500-złotowy mandat. Z lasu nie wolno zabierać też dziko żyjących zwierząt. Karane jest ich płoszenie, ściganie i zabijanie. Zabronione jest wydobywanie żywicy, zdzieranie kory, zbieranie mchu, wydobywanie piasku. W tym przypadku grzywna może wynieść nawet do 1000 złotych.
Kary czekają również tych, co wjeżdżają do lasu pojazdami mechanicznymi poza wyznaczonym miejscem, podrzucają śmieci czy palą ogniska. Ubożsi o kilkaset złotych mogą być też ci, którzy sięgają po szyszki czy żołędzie. Tego zabraniają prywatnym osobom przepisy. Nie wolno wprowadzać ich również do obrotu. – Dwie szyszki czy dwa żołędzie, to nie problem, ale worek już tak – dodaje Kamiński. Mimo to w lesie często można spotkać ludzi zbierających te kwiaty i owoce.
Zbiory pod kontrolą leśników
- Takich zbiorów w lasach państwowych mogą dokonywać tylko pracownicy zakładów usług leśnych wyłonionych w przetargach. Osoby prywatne mogą zbierać szyszki i żołędzie jedynie w lasach prywatnych, ale tylko na własny użytek, np. do opału, wykonywania stroików itp. – mówi Barbara Lach, leśniczy szkółkarz ze Szkółki Leśnej w Kołaczach Nadleśnictwa Włodawa. – Ci, którzy chcieliby wprowadzić do obrotu szyszki lub żołędzie muszą wystąpić z takim zapytaniem do nadleśnictwa, a następnie spełnić szereg określonych warunków. Procedura nie jest jednak prosta, więc rzadko się zdarza, aby ktoś decydował się na taką działalność – wyjaśnia Lach.
Tymczasem w internecie ogłoszeń o sprzedaży szyszek jest całkiem sporo. Ceny? Od 5 do 10 groszy za sztukę lub od 38 do 58 zł za worek. Za żołędzie dębu czerwonego zapłacić trzeba 5 złotych za kilogram. Czy wszystkie pochodzą z prywatnych lasów?
- Zbiory szyszek można przeprowadzać wyłącznie w specjalnie wyznaczonych do tego miejscach. Muszą mieć one odpowiednie pochodzenie. Rejonizacja przyrodniczo-leśna jest tutaj bardzo istotna, żeby drzewa przekazywały dobre potomstwo. Dlatego zebranych szyszek, a potem nasion nie można mieszać z partiami szyszek z innych drzewostanów – wyjaśnia Włodzimierz Czeżyk, komendant Posterunku Straży Leśnej Nadleśnictwa Włodawa.
Leśnicy z Nadleśnictwa Włodawa właśnie kończą zbiór żołędzi dębu szypułkowego i dębu bezszypułkowego. Trwał od połowy września. Zajmowali się tym wyspecjalizowani pracownicy z Zakładu Usług Leśnych we Włodawie.
Sezon na szyszki rozpocznie się w grudniu i potrwa nawet do lutego. W Nadleśnictwie Włodawa zbierane będą szyszki świerków pospolitych i sosny zwyczajnej. Wszystkie trafią do Szkółki Leśnej w Kołaczach, gdzie będzie sprawdzany ich wiek, a także jakość. Są tam również ważone.
- Szyszki przewozimy do wyłuszczarni, która mieści się w Zwierzyńcu. Tam wydobywa się z nich nasiona, które przechowywane są do siewów w Leśnym Ośrodku Nasiennym. Na wiosnę nasiona z powrotem trafiają do szkółek leśnych, gdzie wykorzystywane są do produkcji sadzonek, a te z kolei do odnowień i zalesień.
Pieniądze leżą na ziemi
Choć nie rosną w lesie, na ich owocach też można nieźle zarobić. Mowa o kasztanach. W tym roku za kilogram tych owoców punk skupu w Chełmie płacił 1 zł. Jego właścicielka Stanisława Sowa mówi, że rekordzista zarobił w tym sezonie około 1000 złotych. A sezon na kasztany trwał zaledwie miesiąc. W ubiegły piątek firma z Lublina odebrała ostatnią ich partię – 2 tony. W ciągu czterech tygodni pani Stanisława wyekspediowała ze swojego punktu 6 ton tych darów jesieni.
- Utrzymać się z tego nie da, ale dorobić można – mówi pani Krystyna. Mieszkam w okolicy, gdzie kasztanowce rosną. Za każdym razem, kiedy wychodziłam z domu, "po drodze" uzbierałam siateczkę. 10 czy 20 złotych w moim przypadku to dużo. I miałam na codzienne zakupy.
W Chełmie rośnie około 800 kasztanowców, więc okazji do zarobku jest sporo. A korzyść jest podwójna: bo ludzie zarabiają i wyręczają służby, które muszą posprzątać to, co spadło z drzew.
Napisz komentarz
Komentarze