Dwaj z nich to bracia, mieszkają w jednej z wsi w gminie Werbkowice. Trzeci z mężczyzn to mieszkaniec gminy Horodło. Łączy ich to, że wypili za dużo alkoholu i awanturowali się. Interweniowali policjanci, którzy musieli ich obezwładnić.
– Pijani awanturnicy najpierw trafili do komendy w Hrubieszowie, a stamtąd do izby wytrzeźwień w Chełmie – mówi asp. sztabowy Edyta Krystkowiak, oficer prasowy Komendy Powiatowej Policji w Hrubieszowie.
Mieszkaniec gm. Horodło miał 1,6 promila alkoholu w wydychanym powietrzu. Jeden z braci wydmuchał w alkomat 2 promile alkoholu, drugi 2,6 promila.
Następnego dnia, kiedy panowie wytrzeźwieli, wypuszczono ich "na wolność". I tu pojawił się problem: jak wrócić do domu? Nie było to łatwe, zwłaszcza że nie mieli przy sobie ani pieniędzy, ani karty bankomatowej. Żaden nie miał też telefonu, aby zadzwonić do kogoś z rodziny lub znajomego. Na darmowy transport samochodem osobowym panowie nie mogli więc liczyć.
Oczywiście w takiej sytuacji można poprosić kierowcę busa, aby pozwolił jechać bez biletu. Trzej "amigos" powracający z "wytrzeźwiałki" w Chełmie wybrali inne rozwiązanie. Ich zdaniem godniejsze niż żebranie u jakiegoś kierowcy. Na kacu poniosła ich fantazja. Zamówili więc taksówkę z Chełma do Hrubieszowa.
Kierowca w pierwszej chwili najpewniej ucieszył się z dalekiego kursu. Potem było mu coraz mniej do śmiechu, bo w miarę przebytych kilometrów rosła wątpliwość, czy pasażerowie będą w stanie zapłacić za kilkudziesięciokilometrową podróż.
W Hrubieszowie okazało się, że obawy były uzasadnione. Pasażerowie wyskoczyli z taksówki i rozbiegli się w różne strony. Taksówkarz z Chełma został z niezapłaconym rachunkiem za kurs na sumę 344 zł. O wyłudzeniu takiej kwoty zawiadomił policję.
Na własną rękę
Pijani z Hrubieszowa i okolic trafiają zwykle do izb wytrzeźwień w Chełmie lub Zamościu. Do jednej i drugiej placówki jest około 50 km. Niektórzy klienci wracają do domów np. tzw. autostopem zwykle następnego dnia. Ale niektórzy błąkają się nawet po kilka dni, zanim trafią do miejsca zamieszkania. Idą pieszo, z przerwami na nocleg. O ile można to sobie jakoś wyobrazić latem, o tyle zimowe powroty są znacznie trudniejsze.
– Wiozłem takich pasażerów busem. Mówili, że właśnie ich okradziono i nie mają na bilet. Raczej to była wymówka. Wstydzili się przyznać, że trzeźwieli poza domem i teraz nie mają pieniędzy, aby do niego wrócić – opowiada kierowca z firmy przewozowej.
– Policjanci podczas interwencji z udziałem osób nietrzeźwych i agresywnych nie pytają o to, czy mają oni pieniądze na powrót z izby wytrzeźwień. Niektórzy faktycznie nie mają ani pieniędzy, ani karty bankomatowej, ani nawet telefonu komórkowego. Muszą sobie jakoś poradzić – usłyszeliśmy od Edyty Krystkowiak z KPP w Hrubieszowie.
Delikwent, który trafi do izby wytrzeźwień, musi liczyć się nie tylko z kosztami powrotu do domu odległego o kilkadziesiąt kilometrów. Za pobyt i nocleg w izbie naliczana jest opłata do 290 zł. Mało kto reguluje ją od razu w kasie. Zdecydowana większość osób w ogóle tego nie robi. Ściągalność tych należności sięga zaledwie 30 procent.
Napisz komentarz
Komentarze