Mieszkańcy Virginii wstają o godz. 4, by kupić chleb w piekarni. O świcie do sklepów przywożony jest towar, a o godz. 7 nie ma już na półkach żywności. Papier toaletowy jest praktycznie nie do zdobycia. Na stacjach benzynowych jest wydzielany tym, którzy wchodzą do ubikacji. Tak wygląda codzienność Amerykanów. Jak mieszkańcy sobie z tym radzą?
- Niektóre sklepy ogłosiły, że młodzi ludzie rano nie mogą robić zakupów. Do godz. 7 tylko starsi się zaopatrują. Sklepy są dosłownie czyszczone z towaru - relacjonuje Roderick Radzikowski, Amerykanin polskiego pochodzenia, mieszkający w Prince William County w stanie Virginia.
- Wydaliśmy 350 dolarów na jedzenie. Ostatni ryż, makaron, mąka.... jak za komuny - dodaje.
Z jego relacji wynika, że ludzie w sklepach kłócą się o byle co. Pękają jakiekolwiek zasady dobrego zachowania. W dodatku trzykrotnie wzrosła liczba zakupionej broni palnej. Amerykanie zaopatrują się w żywność i zbroją jak przed wojną.
Kryzys nadciąga
Największe restrykcje w USA dotknęły Kalifornię. - 21 milionów ludzi ma przebywać w domach przez trzy tygodnie. Restauracje i bary zostały zamknięte. Nie funkcjonują szkoły i uczelnie. Kanada zamknęła granice przed obcokrajowcami. Prezydent Donald Trump chce zamykać granice z Meksykiem.
W połowie ubiegłego tygodnia w USA było 6400 osób zakażonych, z czego 114 chorych zmarło. Analitycy podają, że to przyczyni się do wzrostu bezrobocia do 20 procent. W związku z tym obiecano każdej rodzinie wsparcie finansowe. Podobno ma to być tysiąc dolarów dla każdej rodziny. Pieniądze mają też otrzymać małe firmy.
Odwołano wszystkie zawody sportowe, na razie na miesiąc. W telewizji pokazują tylko powtórkę z sezonu. Przylatujący do USA muszą przejść 30-dniową obowiązkową kwarantannę. Ograniczono loty samolotów w weekend.
W Virginii na początku ubiegłego tygodnia szkoły już nie funkcjonowały, ale restauracje były jeszcze otwarte. Potem ogłoszono stan wyjątkowy.
- Henry, mój syn, nie ma zajęć w szkole na razie do 10 kwietnia. Przez tydzień nie miał pracy domowej. Chciał w poprzedni piątek wyjechać na Florydę. Dostaliśmy wiadomość, że grupa studentów, która pojechała tam na przerwę uniwersytecką, złapała koronawirusa - mówi Roderick.
Henry jest pływakiem, więc chodzi codziennie na basen. W prywatnym klubie wprowadzono ograniczenie. Nie może tam przebywać w jednym czasie więcej niż 10 osób. Wchodzą tylko wcześniej zapisani. Wynika to z zakazu spotkań w grupach większych niż 10-osobowe.
- Moja firma szykuje się do pracy z domu. Testowaliśmy połączenie z biurem na wypadek, gdyby gubernator zarządził 3-tygodniowy "lock out", jak w San Francisco. Ludzie nie mogą wtedy wychodzić na ulicę - dodaje Roderick.
Alkoholu nie piją, benzyna tanieje
Waszyngton próbuje rozwiązać problem bezdomnych, którzy są teraz głównym źródłem zakażenia i przebywają stale na ulicach. Dostają domy kempingowe, by nie wychodzili na zewnątrz i nie roznosili wirusa.
Co ciekawe, sklepy z alkoholem są pełne towaru. Nie ma chętnych do picia nawet w weekend. Amerykanie są przekonani, że wszystkie te kłopoty są przejściowe i latem miną. Spodziewają się jednak, że wirus uaktywni się jesienią. Docierają też dobre wiadomości - cena benzyny spadła do 2 dolarów za galon (3,7 litra).
- Amerykę ratuje to, że nie opiera się na publicznym transporcie. Wszędzie, oprócz bardzo dużych miast, jeździ się samochodem - komentuje Roderick.
Kłopoty przeżywa też służba zdrowia. Obawy są zwłaszcza o duże amerykańskie miasta, gdzie w kwietniu może być apogeum zachorowań. Szuka się nowych budynków na tymczasowe szpitale. Już wiadomo, że zabraknie respiratorów i nie każdy chory będzie mógł dostawać tlen. Niektóre domy starców mają rezydentów w wieku od 70 do 100 lat. Jak się szacuje, gdy wybuchnie koronawirus, w grupie 70 starszych osób może przeżyć ok. 20.
Napisz komentarz
Komentarze