Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama Stachniuk Super Optyk - Black Week
Reklama Sleeping Expert Chełm

Na pogrzebie ksiądz i grabarz

- Na razie pogrzeb się nie odbędzie - taką decyzję podejmuje coraz więcej rodzin w żałobie. W związku z epidemią koronawirusa w pogrzebie nie może uczestniczyć więcej niż pięć osób. Trudno jest wybrać, komu będzie dane pójść na mszę do kościoła i kto z rodziny może stanąć nad otwartym grobem i się pomodlić.
Na pogrzebie ksiądz i grabarz

- Pochowaliśmy ojca, chorował od lat na raka. Spodziewaliśmy się jego śmierci, ale nigdy nie myśleliśmy, że będziemy musieli decydować, któremu z jego dzieci będzie wolno odprowadzić trumnę na cmentarz - mówi jeden z żałobników. W końcu zdecydowaliśmy, że poza mamą, nad grobem będą najmłodsze dzieci. To one z ojcem były najkrócej - dodaje przez łzy. - Pozostali członkowie rodziny czekali w samochodach przed cmentarzem, aż ceremonia pogrzebowa się zakończy.

Strach umierać w czasie epidemii

Gdy w marcu br. ogłaszano pierwsze ograniczenia dotyczące zakazu zgromadzania się, wydawało się, że są restrykcyjne. Na pogrzeb mogło przyjść maksymalnie 50 osób.  Potem weszło ograniczenie do pięciu żałobników. Dlatego wiele rodzin zdecydowało się odwołać pogrzeb. Taką decyzję podjęto m.in. w sprawie pochówku księdza proboszcza z Białopola Henryka Borzęckiego. Zgodnie z wolą rodziny jego ciało zostało spopielone, a urna będzie złożona do grobu, gdy ustanie zagrożenie związane z epidemią koronawirusa. W większości przypadków pogrzeby jednak nadal się odbywają. Nad trumną stanąć może tylko najbliższa rodzina.

- To smutne i krótkie uroczystości. Zupełnie niepodobne do tych, jakie pamiętam, gdy przyjeżdżała rodzina z najdalszych regionów Polski. Niektórzy nawet nie znali zmarłego, ale mieli poczucie obowiązku, że trzeba przyjechać i złożyć kondolencje, by utrzymać kontakt z daleką rodziną - wspomina pan Andrzej.

Często pogrzeb był okazją do spotkania dawno niewidzianej rodziny, poznania dalszych kuzynów, a nawet ich dzieci. Były to swego rodzaju rodzinne zjazdy, zakończone wspólnym posiłkiem. Rodzina z odległych miast zostawała czasem na nocleg.

Teraz Kościół dopuścił ograniczenie uroczystości pogrzebowych do jednej stacji na cmentarzu. Mszę św. pogrzebową odprawia się w kościele w dniu pogrzebu lub w terminie późniejszym, w zależności od ustaleń z rodziną zmarłego. Do grona żałobników nie wlicza się księdza i osób posługujących oraz pracowników zakładu pogrzebowego.

- Odbywają się już takie pogrzeby, w których uczestniczy nie więcej niż pięć osób. Kościoła ani kaplicy nie otwieramy - wyjaśnia jeden z chełmskich proboszczów.

Także Polskie Stowarzyszenie Pogrzebowe zaleca, aby wszystkie uroczystości pogrzebowe organizowane w Polsce, zarówno wyznaniowe, jak i świeckie, odbywały się tylko i wyłącznie na cmentarzu.

Odprawiają w ostatnią drogę

Praca grabarza w zakładzie pogrzebowym w dobie epidemii to wyzwanie, któremu wielu ludzi by nie sprostało. W zakładach pogrzebowych jednak nie ma na razie poczucia dużego niebezpieczeństwa.

- Ludzi zmarłych trzeba pochować. Nie wszyscy umierają na koronawirusa. Cały czas byliśmy uczulani na higienę ze względu na naszą specyficzną pracę. Zawsze trzeba było się zabezpieczać - zapewnia Wojciech Wąsikowski, właściciel zakładu pogrzebowego Kompleks. - Nasi pracownicy nie są z tzw. łapanki. Pracują od wielu lat i wiedzą, na co się kiedyś decydowali - dodaje.

Przyjmujący zlecenie zakład pogrzebowy najpierw przeprowadza dokładny wywiad z rodziną zmarłego, by upewnić się, czy nie ma do czynienia z chorobą zakaźną. Przed koronawirusem też ludzie chorowali i umierali na choroby zakaźne. Jak mówią właściciele domów pogrzebowych, liczba zmarłych nie jest obecnie wyższa, niż przed rokiem. Pogrzebów jest nawet mniej, bo nie ma tylu co kiedyś ofiar śmiertelnych wypadków samochodowych. Przez izolację społeczeństwa i zasady kwarantanny na ulicach zrobiło się pusto. Wiosną o tej porze zwykle młodzież szalała samochodami, a teraz, kto może, zostaje w domu.

- Stuprocentowej pewności nigdy nie ma, że zmarły nie chorował na koronawirusa. W obecnym czasie przestrzegamy więc wszystkich zasad, których kiedyś przestrzegaliśmy, ale trzy razy bardziej - dodaje Wąsikowski.

Gdy ktoś umrze na zakaźną chorobę, to rodzina decyduje, co należy zrobić ze zwłokami. Zakłady pogrzebowe w takich  przypadkach zwykle zalecają spopielenie zwłok. Nie jest to jednak obligatoryjne. Przepisy niczego nie narzucają. Najbliższa spopielania jest w Lublinie. Gdy ktoś chce zmarłego pochować w tradycyjny sposób, może to zrobić. Przynajmniej do czasu zmiany przepisów. Na takie sytuacje są dostępne trumny z wkładem metalowym. Można je szczelnie zamknąć i zdezynfekować.

Co będzie, jeśli ludzie zaczną umierać masowo? Takich sytuacji nie da się zaplanować. Nie opanują tego lokalne zakłady pogrzebowe. W niektórych krajach na miejsca złożenia ciał adaptuje się lotniska i ogromne lodowiska.

Cicha msza, tajny pogrzeb

- Niektórzy twierdzą, że po sześciu godzinach od zgonu wirus nie jest już aktywny. My wolimy jednak "dmuchać na zimne" i się nie narażać. Nie mamy żadnych wskazówek ani odrębnych przepisów na czas epidemii - mówi właściciel jednego z małych domów pogrzebowych w regionie.

Gdy ktoś umrze na chorobę zakaźną, zakłady pogrzebowe nie podejmują się mycia i ubierania zwłok. Ciała takich osób znajdują się w oddzielnych chłodniach. Mają inne oznaczenia. Nie sposób się pomylić.

Ceremonie pogrzebowe od strony technicznej również wyglądają inaczej. Na każdym pogrzebie pracownicy zakładu noszą maseczki i gumowe rękawice. Gdy będzie to pogrzeb osoby zarażonej koronawirusem, zapewne założą też kombinezony.

Zazwyczaj ceremonia pogrzebowa odbywa się na powietrzu, bo jest to bezpieczniejsze niż w zamkniętym pomieszczeniu. By uniknąć przepychanek nad grobem, zakłady pogrzebowe nie podają daty i godziny złożenia ciała do grobu. Na klepsydrach jest tylko imię i nazwisko oraz data śmierci. Informacje o szczegółach mszy i pogrzebu zazwyczaj otrzymuje wyłącznie najbliższa rodzina, a i tak czasem dochodzi do nieporozumień. Gdy żałobników jest więcej, nie wiadomo, kto ma interweniować. Czy za sprawy organizacyjne odpowiada rodzina, ksiądz, zakład pogrzebowy, a może zarządca cmentarza? Niektórzy uczestniczą w pogrzebie, stojąc przed drzwiami kościoła, a potem idą za trumną w większej odległości, by nie można ich było za to ukarać.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama
Reklamareklama Bon Ton
Reklama
Reklama
Reklama