Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
niedziela, 24 listopada 2024 07:36
Reklama Mieszkania, apartamenty, kawalerki do wynajęcia
Reklama https://chelmskiewidoki.pl

Sulikowskiej melodie życia

Miała 10-lat, gdy w spódniczce w kwiatki stanęła na scenie wojsławickiego rynku i zaśpiewała. Od tamtej pory nieprzerwanie występuje na dożynkach, przeglądach i konkursach regionalnych. Specjaliści uważają, że to mistrzyni śpiewu tradycyjnego i jedna z najwybitniejszych śpiewaczek ludowych Lubelszczyzny. Mieszka w Wojsławicach.
Sulikowskiej melodie życia

Gdy Zofia Sulikowska obchodziła 55-lecie swojej działalności artystycznej, jej koleżanki pojechały do Chełma, żeby sprawdzić, czy rzeczywiście może się chwalić aż tak długim stażem śpiewaczki. Nie ma wątpliwości. Jej pierwsze występy zostały dobrze udokumentowane. Zachowały się zdjęcia.

Sulikowska w minioną środę obchodziła jubileusz 70-lecia. Ma niespełna 80-lat i dalej śpiewa na scenie.

Talent dostała w spadku

Rodzice Zofii Sulikowskiej z domu Filipek pochodzili z Parafianki nad Wieprzem w województwie lubelskim. Jednak ona sama, najmłodsza wśród rodzeństwa, urodziła się w Sokołowie w gm. Żabianka, na terenie województwa brzeskiego (obecnie Białoruś), gdzie jej ojciec Józef, legionista otrzymał ziemię do zasiedlenia. Zawierucha historyczna zmusiła rodzinę do powrotu do kraju. Po wojnie osiedlili się w Wojsławicach, gdzie mieli wujka.

- Mamusia śpiewać umiała tak ładnie, że przyjeżdżali redaktorzy i nagrywali ją do radia. A tatuś też pięknie śpiewał i był dobrym tancerzem. Ja odziedziczyłam talent po nich - wspomina pani Zofia. I słychać, że jej głos jest śpiewny, melodyjny...

Ojciec Zofii był samoukiem. W wojsku nauczył się tańczyć oberki, polkę-mazura, poleczkę. Gdy w Wojsławicach na dożynkach wystartował w konkursie dla tancerzy i poprosił do tańca wysoką koleżankę, ludzie nie mogli wyjść z podziwu. Konkurs oczywiście wygrał. Jego talent do śpiewu doceniano w kościele. Pierwszy zawsze zaczynał pieśni i do domu wracał dopiero po nieszporach.

Główną rolę w nauczeniu Zofii śpiewu odegrała jej matka Aleksandra. Znała utwory o sierotach, cudach, Panu Jezusie. Skąd je wzięła? Nie wiadomo. Zapewne zaczerpnęła je od śpiewających rodziców. Kiedyś ludzie spotykali się po domach, przędli, darli pióra i śpiewali. Czy układali utwory, czy powtarzali to, czego nauczyli się od starszych, trudno powiedzieć. Melodie i teksty były jednak bardzo dla nich ważne. Matka Zofii zaśpiewała piosenkę nawet w dniu swojej śmierci. Utwór córka nagrała na magnetofonie i poszła do pracy. Gdy wróciła, jej matka była już umierająca. Schorowana kobieta zdążyła już tylko wziąć do ręki gromnicę i powiedzieć; "Zostań z Bogiem". Nagranie jej głosu zaginęło, czego Zofia do dziś nie może odżałować, bo melodia i słowa, jak zapamiętała, były piękne. Może kiedyś się odnajdzie w bogatym zbiorze kaset Sulikowskiej...

 

Tego świata już nie ma

"Przed laty tradycje przekazywano ustnie. Starsi ludzie uczyli kolejne pokolenia lokalnych podań, legend oraz pieśni układanych dla upamiętnienia różnych wydarzeń. Pieśni Pani Zofii to mały wycinek świata, który już de facto nie istnieje..."  -  A. Pilipiuk.

Dawniej, gdy piorun w ziemię uderzył, każdy się przeżegnał, klęknął i pocałował ziemię. Na Wielkanoc pole przystrajano i rzucano święcone jajeczko. Dziś te tradycje są już mało znane i dziwią młode pokolenia. Świat dawnych zwyczajów i wyobrażeń odchodzi w niepamięć. Pieśni też giną. Sentyment do tego, co odeszło, pozostał.

- Kiedyś była jedność między ludźmi. Schodzili się w domach, świętowali razem, śpiewali, może i sami układali te piosenki, tego nie wiem... - mówi Sulikowska.

Jedna z piosenek pani Zofii opowiada o sierotach, które poszły do lasu, aby zbierać drzewo na rozpałkę. Przyszedł Jezus i kazał im uciekać przed dzikimi zwierzętami. Obiecał dzieciom, które nie miały ojca ani matki, że z nieba spuści chleb i będzie je żywił. Ludzie w to, co śpiewali, święcie wierzyli. Jak mówiły ludowe pieśni - "Szedł Pan Jezus przez wioseczkę".

Muzyka też była rozrywka -  wesela, oczepiny, zabawy i tańce. Zofia Sulikowska zbierała te pieśni, nagrywała na magnetofon, który otrzymała w ramach nagrody ministerialnej. Śpiewali jej pieśni starsi ludzie, których poznała, pracując jako siostra PCK. Dziś jej zeszyt i kasety to skarb, studnia pamięci o dawnych melodiach, obyczajach i ludziach, którzy w większości już odeszli.

Pieśni ludowe to też historia Wojsławic, którą śpiewali starsi ludzie, a pani Zofia z uwagą słuchała i notowała. Gdy cholera panowała w Majdanie Ostrowskim, przy dworze, gdzie chowano zmarłych, stanął krzyż. Modlił się pod nim hrabia Poletyło słowami: "Jezu, zabrałeś mi tylu ludzi. Z kim ja będę pracował?" Jezus kazał mu postawić kaplicę, a w zamian obiecał, że zatrzyma chorobę. Tak też się stało. Pieśń opowiada o tym cudzie ...

 

Oficer tupnął nogą

Życie nie rozpieszczało pani Zofii. Zaczęła naukę cukiernictwa w Puławach, ale jej nie skończyła. Po 1,5 roku musiała zrezygnować, bo ojciec zachorował na zapalenie opon mózgowych i ktoś musiał mu pomóc w gospodarstwie. Wróciła więc Zofia do Wojsławic. Swojego przyszłego męża poznała w Kamiennej Górze podczas tańca.

 - Jak tupnął nogą, tak i deska się złamała. Żeby nie ta deska, Zosieńka nie byłaby Eliasza - wspomina pani Zosia.

Eliasz Sulikowski był wojskowym, synem leśnika. Dla Zofii sprowadził się na Lubelszczyznę z Galicji. Pracował w Lublinie, potem przeniósł się do Chełma, bo Zofia musiała się zająć rodzinnym gospodarstwem w Wojsławicach. Do żony Eliasz przyjeżdżał w weekendy. Dobre to było małżeństwo, obydwoje się cenili. Razem śpiewali, występowali na scenach, uczestniczyli w chórze kościelnym. Eliasz wcześnie umarł, Zofia miała 49 lat i została sama z sześciorgiem dzieci. Nie porzuciła sceny, chociaż wiele osób dziwiło jej się, że ma na to czas.

- Mówiłam, że ja muszę iść na spotkanie. Ja to lubię, ja to kocham - tłumaczy dziś swoje zaangażowanie w próby chóru, występy i dożynki. Dom Kultury był jej drugim domem. Tu miała koleżanki i realizowała się jako artystka, będąc członkinią zespołu ludowego "Wesoła rodzinka", z którym jeździła na występy do okolicznych miejscowości.

 

Życie z humorem

Na dzień ORMO Sulikowska z koleżanką przygotowały skecz. Zofia przebrała się za milicjanta. Założyła mundur, czapkę policyjną. Jej koleżanka trzymała na rękach małe dziecko. Śpiewały o tym, jak młody policjant uwiódł dziewczynę, spłodził dziecko, a później ją zdradził. Sala widowiskowa pękała w szwach. Ludzie się świetnie bawili. Milicjanci, o dziwo, też się nie obrażali, wręcz byli dumni. Widowisko wystawiano nawet w Krasnymstawie, tak się podobało.

- To jest szczęście od Boga, dar. Pan Bóg mnie pociesza we wszystkich smutkach i troskach, śpiewaniem rozwesela - mówi pani Zofia o swoim niezwykłym darze.

Pani Zofia nawet w nocy śpiewa pieśni i piosenki, przez sen. Wybudzają ją z tych snów jej dzieci, pytają, co robi. A jej się śnią piosenki z dzieciństwa. W ciągu dnia piosenki też jej towarzyszą. Zamyka się w kuchni. Otwiera stare zeszyty i śpiewa dla siebie, żeby poćwiczyć, pocieszyć się, powspominać ...

 

W cieniu tragedii

- Marzy mi się, żeby wyuczyć śpiewu jeszcze jedno pokolenie, żeby nie zanikała ludowa tradycja - przyznaje Sulikowska.

Jej dzieci śpiewają, ale na scenie nie chcą występować. Śpiewać umie też wnuczka. Kiedyś do Sulikowskiej dzieci przyjeżdżały rowerami, żeby nauczyła je śpiewu, przyprowadzały je też matki. Artystka była wymagająca. Nie pozwalała na to, żeby melodię zgubić. Każda nutka u niej musiała być trafiona. Społecznie uczyła też  dzieci w szkole. Wyszkoliła kilka pokoleń. Prowadziła warsztaty śpiewacze na Taborze w Szczebrzeszynie (2008 r.) i w czasie Akademii Muzyków Wędrownych w Narolu. Była gościem honorowym Klubu Tyndyryndy na festiwalu w Kazimierzu i śpiewała tam w ramach specjalnego koncertu Scena Mistrzów (2014 r.).

W tym roku pani Zofia straciła koleżankę i swoją uczennicę Czesławę, która również była znana jako artystka ludowa. Zginęła w tragicznych okolicznościach. Kiedyś panie razem śpiewały w zespole, wspólnie wyjeżdżały na przeglądy. Gdy pani Zofia chorowała, Czesława za nią śpiewała. Nieraz się wspierały, często ze sobą konkurowały na przeglądach.

- Codziennie za nią płaczę - wspomina pani Zofia.

 

Coś jej w duszy gra

Zofia Sulikowska jest też poetką ludową. Pierwszy swój wiersz napisała na prośbę nauczycielki, gdy miała 9 lat. Opowiadał o nauczycielu, który wrócił z niewoli. 

Później już pisała z potrzeby serca - wiersze okazjonalne, religijne, patriotyczne, związane ze świętami i uroczystościami. Jej utwory opublikowano w almanachu "Gdy z mgieł rannych wychyla się ziemia", wydanym w 1998 roku przez Krasnostawski Dom Kultury. Zamieszczane są również w wydawnictwach regionalnych Biblioteki Publicznej w Chełmie.

Z okazji jubileuszu 67-lecia jej działalności artystycznej odbyła się promocja rok wcześniej wydanego zbioru pieśni pt. "Zielony wygon", sfinansowanego przez Andrzeja Pilipiuka.

W 2016 roku wydawnictwo In Crudo wydało płytę CD "Zofia Sulikowska. Portret śpiewaczki". Jest to pierwszy monograficzny zbiór śpiewów jednej wokalistki.

 

Najważniejsze nagrody

Nie sposób wymienić wszystkich nagród, jakie Sulikowska zdobyła, zarówno śpiewając w zespole, jak i indywidualnie. Jej najważniejsze sukcesy związane są z festiwalem w Kazimierzu, gdzie występowała od 1980 roku. W latach 1991 i 2009 jako solistka dwukrotnie zdobyła nagrodę główną - Basztę.

W 2003 roku Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego przyznało Sulikowskiej zaszczytną nagrodę im. Oskara Kolberga "Za zasługi dla kultury ludowej", natomiast w 2016 r. odznakę "Zasłużony dla Kultury Polskiej". Odznakę uroczyście wręczono podczas jubileuszu 70-lecia, który w ubiegłym tygodniu odbył się w Domu Kultury w Wojsławicach. Z tej okazji z całego województwa napłynęły listy gratulacyjne. Nagrody jubileuszowe za osiągnięcia w dziedzinie twórczości artystycznej i ochronę kultury przyznali Sulikowskiej zarówno marszałek województwa lubelskiego, jak i starosta chełmski. Wójt gminy Wojsławice Henryk Gołębiowski ufundował statuetkę. Gośćmi specjalnymi uroczystości byli m.in. znani etnografowie - Jan Adamowski i Jerzy Bartmiński. Na zaproszenie przyjechali również przedstawiciele Wojewódzkiego Domu Kultury i Stowarzyszenia Twórców Ludowych.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama
Reklamareklama Bon Ton
Reklamadotacje rpo
Reklama
Reklama