Tadeusz Łuszczak urodził się 18 stycznia 1921 roku w Pilaszkowicach. Jak wyjawia, przyszedł na świat około trzech miesięcy wcześniej. Splot różnych okoliczności sprawił, że oficjalnie ma inną metrykę.
Do jedzenia tylko brukiew
O życiu jubilata mogłaby powstać ciekawa książka. Z pewnością byłaby gotowym materiałem na film. Mimo sędziwego wieku, pan Tadeusz jest w znakomitej formie intelektualnej i fizycznej. Ze szczegółami opowiadał nam, w jakich okolicznościach się znalazł w niewoli i jak wspomina bombardowanie Hamburga.
- Na wiosnę 1940 roku w urzędzie w Rybczewicach miało się stawić 5 mieszkańców Pilaszkowic. Nie powiedziano nam, dlaczego mieliśmy tam pojechać. Na miejscu było już kilkadziesiąt osób. Kilku żołnierzy niemieckich pilnowało, żeby nikt nie uciekł. Stamtąd przez Piaski wywieźli nas na Majdanek, gdzie spędziłem następnych kilka tygodni. Później podróż do Niemiec trwała ze trzy doby - opowiada Tadeusz Łuszczak.
Na robotach w Hamburgu spędził ponad trzy lata. Niemal codziennie z grupą innych Polaków i obcokrajowców wnosił węgiel w workach na szóste i siódme piętra kamienic. Nie każdy wytrzymywał tak ciężką pracę. Padali z wycieńczenia, bo posiłki były raz dziennie, a do jedzenia dawano jedynie kapustę i brukiew.
- Bombardowanie miasta zostało zapowiedziane w samo południe, gdy z alianckich samolotów zostały wyrzucone ulotki z taką informacją. Nalot rozpoczął się równo o północy, ale ominął miejsca, gdzie stały nasze baraki. Wśród nas byli angielscy jeńcy, więc być może dlatego mieliśmy więcej szczęścia. Atak przeczekaliśmy w schronie. Hamburg płonął jeszcze kilka dni. Później zaczęło się sprzątanie ciał i gruzowiska - wspomina jubilat.
Kilka lat tułaczki
Do Polski wrócił, gdy otrzymał telegram o śmierci matki. Informacja nie była jednak prawdziwa. Rodzina próbowała w ten sposób wydostać pana Tadeusza z niewoli. Otrzymał przepustkę. Podróż pociągiem do domu trwała zaledwie kilkanaście godzin. Długo nie nacieszył się wolnością, bo po kilku tygodniach został wcielony do 2 Armii Wojska Polskiego i wysłany do walki z Niemcami. Po wojnie pełnił służbę jako saper. Znał język okupanta, więc przez jakiś czas nadzorował pracę niemieckich jeńców.
- Dziadzio nie raz opowiadał, jak pomógł niemieckiemu porucznikowi skontaktować się z rodziną. Nie chciał nic za przysługę, która najprawdopodobniej uratowała temu żołnierzowi życie. W podziękowaniu otrzymał od niego portfel i pasek. Te pamiątki przetrwały do dzisiaj. Naszemu dzisiejszemu jubilatowi wiele też zawdzięcza inna osoba, która okazała się polskim generałem - mówi Jerzy Janicki, jeden z wnuków pana Tadeusza.
- W trakcie mycia i opatrywania rany postrzałowej spisał sobie moje imię i nazwisko oraz skąd pochodzę. Początkowo nie wiedziałem, do czego jest mu to potrzebne. Odnalazł mnie kilka lat później. Otrzymałem wówczas wezwanie do jednostki wojskowej w Zamościu, gdzie uhonorowano kilkadziesiąt osób. Pod koniec ceremonii ten generał wyściskał mnie i publicznie powiedział, że uratowałem mu życie - dodaje Tadeusz Łuszczak.
Dwa lata po wojnie ożenił się z wdową z Orchowca, która miała już córkę. Doczekał się trojga wnucząt, 5 prawnucząt i 3 praprawnucząt. Prowadził też duże gospodarstwo rolne.
Cały czas w ruchu
- Pamiętam dobrze ślub i wesele, bo miałam wtedy niespełna 10 lat. Tata był dla mnie i mojej mamy taki dobry, a moje dzieci: Jurka, Zbyszka i Urszulę traktował jak swoje. Wciąż jest kochany oraz nadal tryska zdrowiem i humorem. Sekretem długowieczości z pewnością są geny. Zahartowała go również ciężka praca. Nigdy się nie nudził, zawsze szukał sobie zajęcia - mówi córka jubilata Teresa Janicka.
- Do lekarza nie chodzi, leków nie bierze. Lubi zjeść kilka jajek, słoninę i posłodzić herbatę 4 łyżkami cukru. Wciąż ma dobry wzrok i bez okularów potrafi nawlec nitkę na igłę - podkreśla Zbigniew Janicki, drugi wnuk 100-latka.
Z okazji zacnego jubileuszu Tadeusza Łuszczaka odwiedzili wójt Marek Kasprzak, starosta Andrzej Leńczuk, ks. Adam Sobieszek - proboszcz parafii Orchowiec, Justyna Przysiężniak - kierownik placówki terenowej KRUS Krasnystaw, Ewa Nieścior - radna powiatowa z Orchowca i Zdzisław Talik - kierownik Urzędu Stanu Cywilnego w Gorzkowie. Były dwa torty urodzinowe, toast lampką szampana oraz wspomnienia.
Napisz komentarz
Komentarze