Wojska rosyjskie po zakończeniu ćwiczeń Związkowa Stanowczość 2022 miały być powoli wycofywane w głąb Rosji. Tak przynajmniej miało się dziać według filmów propagandowych, jakie publikowało rosyjskie wojsko. Tymczasem jednak nic nie wskazuje na to, aby liczebność wojsk na granicy z Ukrainą miała się zmniejszać. Agencja AP - powołując się na amerykański wywiad - podała, że dodatkowe 7 tys. żołnierzy zostało skierowanych na granicę z naszym wschodnim sąsiadem.
Co dzień ujawniane są nowe dane, które przeczą temu, iż następuje deeskalacja konfliktu. W czwartek media obiegła wieść o powstałym na Białorusi moście pontonowym na Prypeci w odległości 6 km od granicy z Ukrainą. Wywiady państw zachodnich przyglądają się ruchom wojsk w tych okolicach, gdyż mogą one zostać użyte do inwazji na Kijów.
- Rosja wznosi mosty, szpitale polowe i innego rodzaju infrastrukturę wojskową, dlatego nie możemy brać poważnie ich słów o deeskalacji - podało CNN. Sekretarz generalny NATO również wyraził swoje zaniepokojenie. - Obawiamy się, że Rosja szuka pretekstu, by dokonać inwazji na Ukrainę - poinformował w czwartek.
Coraz goręcej jest również w okolicach Donbasu. Separatyści wspierani przez Rosję oskarżyli ukraińską armię o wielokrotne naruszenie porozumień mińskich poprzez ostrzał z broni ciężkiej. Ukraińskie ministerstwo obrony odpiera zarzut, mówiąc o ataku ze strony separatystów. - Siły przeciwnika osiem razy naruszyły w ciągu ostatnich 24 godzin rozejm, w tym dwa razy przy wykorzystaniu zabronionego przez porozumienia mińskie uzbrojenia - podaje ministerstwo. Separatyści mieli ostrzelać także budynek przedszkola.
Trudno oszacować kto, ile razy i do kogo strzelał, ale fakt, że dochodzi do wymiany ognia, na pewno nie sprzyja rozejmowi czy dyplomatycznym rozwiązaniom.
W związku z tak napiętą sytuacją konflikt jest dość realny, a to od niego będzie zależało, czy i ilu uchodźców będzie szukać schronienia w Polsce. Wiceszef MSWiA szacuje, że może być ich nawet milion. Samorządy otrzymały pisma od wojewodów, aby w trybie pilnym wskazały bazę noclegową, w której od razu można byłoby ich ulokować.
- Na razie zgłosiliśmy jedne obiekt na terenie gminy wiejskiej Włodawa, który może pomieścić około 50 osób. Jeśli zajdzie taka potrzeba, będziemy zastanawiali się nad uruchomieniem kolejnych obiektów. Nie wykluczam, że może to być Powiatowe Centrum Usług Społecznych, ale na tym etapie jest jeszcze za wcześnie, aby o tym mówić. Dopiero jest budowana ogólnopolska baza miejsc, a czy będzie potrzeba jej poszerzania, będziemy wiedzieć w przyszłości. Starostwo Powiatowe we Włodawie trzyma rękę na pulsie i zawsze na bieżąco reaguje na różne kryzysy - poinformował starosta Andrzej Romańczuk.
Mieszkańcy Włodawy zdają sobie sprawę, że jako pierwsi będą musieli mierzyć się ze skutkami konfliktu zbrojnego, jeśli do takiego dojdzie.
- Od nas zaczyna się granica z Ukrainą, więc na pewno będą tutaj uciekali. Bierzmy pod uwagę, że mieszka u nas całkiem sporo Ukraińców, którzy przyjechali do pracy czy na studia i z całą pewnością będą ściągać tu swoje rodziny. Całe województwo lubelskie będzie miało problem. Część uchodźców może i wyjedzie na zachód, ale uważam, że wielu u nas zostanie. Każdy idzie za rodziną - słyszymy od jednej z mieszkanek.
- Jak kryzys, to Włodawa. W sumie to może i dobrze, żeby do nas Ukraińców kwaterować. Dawniej wysiedlali ich z tych terenów, to teraz można z powrotem przyprowadzić. Było wielokulturowo, to może będzie i teraz. Miasto się wyludnia, wsie dookoła podobnie. Może chociaż oni wniosą jakieś kolory do szarości życia - mówi pan Stanisław.
- Ja już tego kompletnie nie rozumiem. Na granicy z Białorusią wielki kryzys, bo 30 tysięcy uchodźców - budujemy mur, wojsko, drut kolczasty, bo nie można wpuszczać uchodźców do Polski. Konflikt na Ukrainie - to się szykujemy na milion osób, bo uciekają przed wojną. Gdzie tu jest jakaś logika? - pyta pani Anna.
Czytaj także: Wojsko buduje się we Włodawie
Napisz komentarz
Komentarze