Pierwsze głowy już poleciały. Premier zdymisjonował Przemysława Dacę, szefa Wód Polskich, i Michała Mistrzaka, głównego inspektora Ochrony Środowiska. I na tym na pewno się nie skończy. Będzie trzeba wskazać jeszcze kilku winnych, bo Odra umiera.
Dzień w dzień wyławiane są z niej tony martwych ryb. Dzień w dzień ich fala przesuwa się w górę rzeki. Dzień w dzień truchłami zapełniane są czarne worki, które jadą do utylizacji.
Rzeka umiera. Eksperci mówią, że jej ożywienie będzie trwało długo i będzie kosztowne. Na razie jednak nikt nie jest w stanie powiedzieć, jak to będzie wyglądało. Bo nie wiadomo, co Odrę zabiło.
Mają to wyjaśnić badania prowadzone w zagranicznych laboratoriach. Ale padłe sztuki sprawdza także Państwowy Instytut Weterynaryjny w Puławach. Dostaje próbki od 12 sierpnia. Ma ich około 100 i jak na razie nie wykryto ani metali ciężkich, ani pestycydów.
Naukowcy nie mają jeszcze pełnych danych, bo sprawdzają próbki pod kątem ponad 300 wskaźników chemiczno-toksykologicznych. Kiedy już zbiorą dane, trzeba będzie je zestawić z wynikami badań z innych laboratoriów.
Jak nie rtęć, to co?
Dni mijają i nadal nie wiadomo, co zabiło rzekę i ryby. Początkowo była mowa o rtęci – arcyzabójczej substancji. Jednak żadne badania tego nie wykazały. Potem była mowa o toksycznych opadach, ściekach przemysłowych... Teorii było już wiele.
– Teraz na celowniku jest koncern miedziowy KGHM. Przytoczę jednak kilka faktów: nasz zrzut wody miał miejsce w Głogowie, to ponad 100 km w dół rzeki w stosunku do Oławy, gdzie wykryto skażenie — odpowiada na takie zarzuty Lidia Marcinkowska-Bartkowiak, dyrektor naczelny ds. komunikacji w KGHM.
To też jej odpowiedź na zarzuty stawiane przez posłów opozycji, bo Piotr Borys z Platformy Obywatelskiej alarmował, że Wody Polskie „nie poprosiły o wstrzymanie zrzutu”.
Tyle że Głogów jest 100 km za Oławą w dół rzeki. – Nie potrafimy pompować wody w górę rzeki – komentuje przedstawicielka KGHM.
Sama firma w oświadczeniu napisała, że „prowadzi działalność zgodnie z uzyskanymi pozwoleniami (to m.in. pozwolenie wodno-prawne), jest na bieżąco monitorowane przez wyspecjalizowane służby, w tym Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska. Badania prowadzone przez urzędy, ale też służby środowiskowe KGHM, są prowadzone w trybie ciągłym. Pozwolenie wodno-prawne bardzo precyzyjnie określa w jakiej ilości, czasie i jakiej zawartości zrzut wody może być przeprowadzony”.
Zabójcze algi?
Może przyczyn trzeba szukać w naturze. Coraz głośniej jest o tym, że woda została zatruta toksynami wytwarzane przez tzw. złote algi. Ale dr hab. Iwona Jasser z Uniwersytetu Warszawskiego podkreśla, że być może do tego dołączyły inne czynniki.
O tym, że Instytut Rybactwa Śródlądowego znalazł w próbkach wody z Odry rzadkie mikroorganizmy, tzw. złote algi, mówiła minister klimatu Anna Moskwa.
– Ten gatunek złotych alg wytwarza związki toksyczne prymnezyny, określane jako ichtiotoksyny, gdyż największy i najbardziej śmiertelny wpływ mają na ryby. Ryby mają uszkodzone skrzela – często jest to krwawienie ze skrzeli i duszą się. Innym objawem jest utrata orientacji u ryb. Potrafią też wyskakiwać z wody – powiedziała w rozmowie z PAP dr hab. Iwona Jasser, specjalistka od fitoplanktonu z UW.
Problemem jest to, że nie ma wcześniejszych badań Odry pod kątem fitoplanktonu i nie wiadomo, czy takie algi występowały tam wcześniej.
Jednak człowiek
Zdaniem prof. Marcina Drąga z Politechniki Wrocławskiej wine jednak ponosi człowiek. I nie chodzi tylko o zatrucie. Sprawa Odry została zaniedbana. Przecież pierwsze sygnały od wędkarzy pochodziły z końca lipca. Wtedy zauważono śnięte ryby. Być może doszło do jakiegoś zrzutu ścieków.
– Gdyby to były algi, to one występowałyby na całej długości Odry. Nie płynęłyby falą, tylko by się rozproszyły i do dziś np. obserwowalibyśmy śmierć ryb we Wrocławiu – mówi Onetowi prof. Drąg.
I dodaje, że przyducha, czyli brak tlenu w wodzie, też nie może być przyczyną.
– Pojawiają się też opinie o wpływie zmian klimatycznych. Myślę, że ta teoria też jest całkowicie nietrafiona. Gdyby tak było, to zmiany klimatyczne nie dotyczyłyby tylko jednej rzeki, zwłaszcza tak silnej, jaką jest Odra. Zaczęłoby się od mniejszych rzek, a takich przypadków nie mamy – podkreśla naukowiec.
Nie wiadomo, co zabiło Odrę, ale wiadomo, że żadne służby nie zareagowały na czas. Dlatego niezależnie od przyczyny winę ponosi człowiek.
– Największy błąd, jaki zrobiono, to jest to, że nie zabezpieczono próbek w wystarczającej ilości, np. kilku metrów sześciennych, odpowiednio ich nie zakonserwowano, żeby kontynuować badania – ocenia w rozmowie z lifekrakow.pl prof. Mariusz Czop z AGH.
I tłumaczy, że padłe ryby trzeba było badać od razu. – Służby nie zadziałały odpowiednio, nie pobrały próbek w odpowiednim miejscu i czasie. To jest główny problem. Kiedy to się działo, trzeba było pobierać próbki w tym miejscu gdzie to się dzieje, w tej fali, która zabijała ryby oraz poniżej i powyżej. Po przejściu takiej skażonej fali, woda może być już całkowicie normalna – tłumaczy.
Za wskazanie winnego zatrucia Odry jest milion złotych nagrody.
Napisz komentarz
Komentarze