Wołyń był przez wiele lat systematycznie wymazywany z naszej polskiej, zbiorowej pamięci. W PRL-u o ofiarach rzezi mówiono, że są to osoby, które po prostu „zginęły na wschodzie”. Nieważny był historyczny kontekst, nikt nie wyjaśniał przyczyn, nie dociekał. Z poczucia wstydu lub politycznej bezsilności nie wskazywano sprawców i nie mówiono głośno, że „zbrodnia była zbrodnią”.
Obecnie ten stan rzeczy ulega systematycznej zmianie. Zauważalna jest gotowość do bycia świadkiem, do mówienia o Wołyniu jako zjawisku historycznie trudnym, ale absolutnie możliwym do opisania, wyjaśnienia. A nade wszystko – godnym upamiętnienia. Liczne środowiska i osoby zaangażowane w pielęgnowanie historycznej prawdy uważają, że Wołyń powinien zostać godnie upamiętniony nawet w najmniejszej, lokalnej społeczności. Zwłaszcza tam, gdzie Wołyniacy poszukiwali po ucieczce nowego domu.
- Moi rodzice pochodzili z Wołynia, zachowali w pamięci te wydarzenia. Przyrzekłam im, że dopóki będę w stanie, zachowam ten depozyt pamięci. Że dołożę starań, aby ofiary rzezi nie zostały zapomniane, a miejsca z nimi związane były zadbane i ogólnie znane. I do tej pory się to udaje – mówi Regina Awtoniuk, która związana jest ze Stowarzyszeniem Odra-Niemen oraz chełmskim Środowiskiem Żołnierzy 27 Wołyńskiej Dywizji Piechoty AK.
Pani Regina od lat porządkuje, upamiętnia polskie miejsca pamięci na Wołyniu, angażując w te prace międzypokoleniowe grupy, w tym funkcjonariuszy Straży Granicznej.
- Zapewne wiedząc o moim zaangażowaniu w te sprawy, zwrócił się do mnie proboszcz parafii w Dorohusku ks. dr Witold Gąciarz z propozycją, aby nasze środowisko włączyło się w projekt budowy krzyża wołyńskiego na miejscowym cmentarzu parafialnym. Zgodziliśmy się – relacjonuje pani Regina.
Dorohusk to właściwie rodzinna parafia pani Reginy. To w niej przystępowała do wszystkich sakramentów. Swoje zaangażowanie w projekt rozumie poniekąd jako spłatę wołyńskiego długu, jaki ma wobec swoich przodków.
- Budowę pomnika ofiar Wołynia, w zasadzie krzyża, zainicjowali wspólnie ks. Gąciarz oraz pan Jacek Grabowski, mieszkaniec Dorohuska. Osobiście go wykonał, a zrobił to też ze względu na swoją osobistą historię. Członkowie jego rodziny również pochodzili z Wołynia, więc to bardzo osobisty projekt – mówi Awtoniuk.
Oficjalne odsłonięcie krzyża oraz uroczystości związane z upamiętnieniem 80. rocznicy „krwawej niedzieli” będą miały miejsce w niedzielę, 16 lipca, na miejscowym cmentarzu parafialnym w Dorohusku. Rozpoczną się o godzinie 14. okolicznościowym koncertem zespołu „Hubal”. Następnie zostanie odprawiona msza św. w intencji pomordowanych i ich rodzin. Na drugą część obchodów organizatorzy zapraszają do Pałacu Suchodolskich. Tam będzie można w spokojnej atmosferze spotkać się i porozmawiać ze świadkami historii.
Dlaczego właściwie Dorohusk? Była to jedna z tych miejscowości w naszym regionie (poza Dubienką), gdzie uciekinierzy z Kresów zatrzymywali się na pierwszy dłuższy postój. To właśnie tutaj zastanawiali się nad tym, co dalej. Często zostawali już na zawsze, ale równie często udawali się w dalszą podróż, na zachód kraju.
- Jestem przekonana o tym, że ten pomnik przechowa pamięć o tych, których już z nami nie ma. Przede wszystkim dla potomnych, bo to oni zobowiązani będą do tego, aby dalej tę pamięć pielęgnować – nie ukrywa działaczka na rzecz pamięci o Wołyniu.
Historia Wołynia zaważyła na całym jej dorosłym życiu. To swoiste piętno, którego nie da się wymazać, sprawić, aby po prostu zniknęło. Pani Regina doskonale wie, co stało się z członkami jej rodziny.
- Moja mama została w zasadzie półsierotą, przeżyli tylko ona i jej ojciec. Brat i siostra mamy zginęli w kościele w Kisielinie. Poszli po prostu na mszę. Z kolei matka mojej mamy została zamordowana w okolicach Bindugi. To jedno z tych miejsc pamięci o które dbamy i sprzątamy kilka razy do roku. Jeździmy również do miejscowości Rymacze i Bielin. Póki będziemy w stanie o te miejsc dbać, będziemy to robić – podsumowuje Awtoniuk.
Czytaj także:
Napisz komentarz
Komentarze