Wójt Henryk Maruszewski wyjaśnia, że aby instalacja mogła zacząć działać na rzecz mieszkańców, to jest produkować dla nich energię, konieczna jest modernizacja jednego z głównych urządzeń w ramach infrastruktury. Punkt położony jest w rejonie Wojsławic i jego przystosowanie do obecnych standardów kosztować ma blisko 2 mln zł. Druga opcja zakładała, że instalacja zostanie włączona do innej linii, ale i jej modernizacja nie będzie tania. Niezbędne prace przedsiębiorstwo oszacowało na prawie 8 mln zł.
- Ten stan rzeczy dziwi. Wszędzie mówi się przecież o konieczności inwestowania w odnawialne źródła energii, o zasadności montowania domowych instalacji, pomp czy całych farm. Nie mówi się jednak o tym, że nasza infrastruktura energetyczna jest przestarzała i nieprzygotowana na współdziałanie z instalacjami fotowoltaicznymi, nawet tymi przydomowymi. Prawdziwy problem generują jednak takie duże instalacje, powyżej 1 MW mocy. Chcielibyśmy produkować prąd w ramach spółdzielni, dla naszych mieszkańców, którzy zgłosili chęć partycypowania w niej. Otrzymaliśmy od PGE odpowiedź, że póki nie wykonają tej kosztownej inwestycji, nie będzie to możliwe. Czekamy – relacjonuje wójt Maruszewski.
Zapewne tak samo będzie musiał czekać prywatny inwestor, który wystąpił ostatnio do gminy z prośbą o wydanie decyzji o środowiskowych uwarunkowaniach dla uruchomienia farmy o nominalnej mocy 5 MW, która miałaby powstać w Teresinie. Dla porównania warto przypomnieć, że włączona do spółdzielni instalacja w Buśnie miałaby posiadać ok. 2 MW mocy.
- Gmina raczej nie będzie miała z tym nic wspólnego, to typowo biznesowy projekt. Przedsiębiorca będzie mógł po prostu sprzedać wyprodukowaną energię. Niemniej jednak może mierzyć się z tym samym zagadnieniem, z którym mierzymy się my, czyli określeniem warunków przyłączeniowych. Póki nie da się uregulować tych kwestii, to czekać muszą wszyscy – i ten przedsiębiorca, i my, natomiast niezależnie od decyzji PGE gmina będzie procedowała cały proces administracyjny związany z wydaniem decyzji środowiskowej – wyjaśnia wójt Maruszewski.
Prezes spółdzielni energetycznej Paweł Kostrzewa mówi, że wciąż ma nadzieję na to, że instalacja w Buśnie będzie mogła zostać uruchomiona, ale jeśli okaże się to niemożliwe, to nie wyklucza zmiany lokalizacji tej inwestycji.
- Powiadomiono nas ostatnio o tym, że modernizowany jest właśnie tzw. GPZ w pobliżu Dorhuska. Nasza spółdzielnia będzie docelowo operowała na terenie kilku samorządów, więc jeśli zajdzie taka potrzeba, to rozważamy zmianę lokalizacji całej farmy. Faktycznie trudno jednak zrozumieć, dlaczego PGE nie podejmowało tych prac modernizacyjnych wcześniej, zanim odnawialne źródła energii stały się tak popularne. Jako użytkownicy energii z sieci ponosimy przecież różnego rodzaju koszty eksploatacyjne, które powinny być wykorzystywane do bieżącej modernizacji i unowocześniania sieci energetycznej - uważa prezes Kostrzewa.
Gra jest warta przysłowiowej "świeczki", bowiem z wyprodukowanej w laboratoryjnych niemal warunkach energii będzie mogło skorzystać ok. 140 odbiorców - osób prywatnych i przedsiębiorców. Nie każdy może pozwolić sobie na zbudowanie własnej instalacji fotowoltaicznej. Różne bywają działki, na których posadowione są domy i budynki gospodarcze, nie każdy dysponuje też odpowiednim dachem, który musi być odpowiednio nasłoneczniony. Dlatego też zainteresowanie energią z farmy jest tak duże.
- Można się tylko domyślać, że konsumenci będą mogli skorzystać z wielu interesujących form finansowania takich projektów, ale nie wszyscy ostatecznie skorzystają z własnych farm. Dlaczego? Właśnie ze względu na niewydolność sieci. Małe instalacje wpinane są do sieci niskiego napięcia i z tym są często spore problemy. Nasza natomiast kwalifikuje się już do sieci średniego napięcia i w tym przypadku warunki techniczne są już inne. Proszę wierzyć, że nie wszyscy właściciele domów są w stanie produkować własny prąd. To, że ktoś ma panele na dachu bywa złudne - ocenia prezes Kostrzewa.
Czytaj także:
Napisz komentarz
Komentarze