Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama baner reklamowy
Reklama

ZBÓJECKI WYPAD NA POCZTĘ. Interweniował odważny 13-latek

Gdy zrobiło się gorąco, wezwano policję. Funkcjonariusze nie zlekceważyli zgłoszenia. Przybyli w liczbie kilku, uzbrojeni w karabiny. Można było jednak odnieść wrażenie, że bardziej chronią bandytów niż pokrzywdzonych.
ZBÓJECKI WYPAD NA POCZTĘ. Interweniował odważny 13-latek

Źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe

Mariusz Gadomski przypomina wstrząsające wydarzenia sprzed lat...

Zachowywali się tak, jakby zależało im nie na schwytaniu zbirów, ale na bezpiecznym wyprowadzeniu ich ze wsi. W wyniku anemicznej postawy stróżów prawa, sprawcy dwóch napadów rabunkowych bez pośpiechu opuścili miejsce przestępstwa.

Największym problemem międzywojennej Policji Państwowej, zwłaszcza na prowincji, byli kiepsko przeszkoleni funkcjonariusze i braki w wyposażeniu małych wiejskich jednostek. Czasami dochodziła niepotrzebna i brzemienna w skutkach brawura. Popis nieudolności, jaki dali policjanci z posterunku w Izbicy, dowodził, że brakowało również dobrych chęci...

Niech łaskawa pani nie robi problemów

 28 lipca 1925 r. kilka minut po godzinie dziewiątej wieczorem do mieszkania naczelnika Urzędu Pocztowego w Izbicy Władysława Suszkiewicza weszło bez pukania dwóch nieznajomych mężczyzn. Zastali w pokoju panią naczelnikową, która zaskoczona ich obecnością spytała, kim są i czego sobie życzą. Odpowiedź nieproszonych gości wprawiła ją w jeszcze większą konsternację.

- Jesteśmy bandytami i przyszliśmy po pieniądze, które tu macie, więc niech łaskawa pani nie robi problemów - przedstawili się  z rozbrajającą szczerością. Po czym skierowali w kobietę lufy rewolweru i dubeltówki. Zmusili ją, żeby zajęła miejsce na krześle i siedziała cicho. Jeden z bandytów został, żeby jej pilnować, a drugi wszedł do sypialni, gdzie sterroryzował bronią naczelnika. Zażądał wydania gotówki.

-  Ale ja nie trzymam pieniędzy w domu. Musimy pójść do urzędu. Uprzedzam pana, że jest tam ich niewiele - odparł naczelnik. To była prawda. W kasie znajdowało się zaledwie 50 groszy. Opryszkowi zrzedła mina.

- Tylko tyle? Pan chyba kpisz albo o drogę pytasz! - oburzył się. Naczelnik wzruszył ramionami i odparł, że przecież uprzedzał. Bandyta bacznie rozejrzał się po pomieszczeniu i zażądał otworzenia drugiej kasy. Suszkiewicz zaczął wyjaśniać, że klucze do niej są u kasjera. Naraz przerwał wpół zdania, ponieważ na zewnątrz rozległ się huk wystrzałów.

Zbladł jak płótno i nie czekając na reakcję bandziora, pobiegł do mieszkania, przekonany, że zaraz ujrzy tam pokrwawione ciało żony, której pilnował drugi uzbrojony zbir. Ale pani naczelnikowa była cała i zdrowa. Pilnujący jej bandyta spojrzał na Suszkiewiczów ogłupiałym wzrokiem, po czym bez słowa rzucił się do ucieczki w ślad za kompanem, który był już daleko.

W Tarnogórze drugi napad

 Jak się okazało, szajka bandytów, którzy tego dnia przyjechali „na robotę” w okolice Izbicy, liczyła aż 9 osób. Jedni rabowali, inni stali na czatach. Co ciekawe, zdecydowali się dokonać dwóch napadów jednocześnie.

Gdy dwaj z nich złożyli niezapowiedzianą „wizytę” w urzędzie pocztowym, druga dwójka wtargnęła do znajdującego się po sąsiedzku kantoru młyna. Młyn wodny w pobliskiej Tarnogórze należał do hrabiego Władysława Smorczewskiego, który wydzierżawił go Judce Zylbersztejnowi. Bandyci zastali Żyda w biurze, bo dzierżawca miał zwyczaj pracować do późnych godzin. Zabrali mu złoty zegarek, a następnie zażądali wydania gotówki z sejfu.

Chociaż wycelowali do niego z rewolwerów, Zylbersztejn nie stracił zimnej krwi. Powoli sięgnął po klucz, umieścił go w zamku kasy pancernej i udawał, że nie może jej otworzyć. Specjalnie wszystko odwlekał, licząc w duchu, że wydarzy się coś, co przeszkodzi bandytom w rabunku pieniędzy.

To niebywałe, ale życzenie Zylbersztejna się spełniło. Gdy w oddali rozległy się strzały, napastnicy nie czekając na dalszy rozwój wypadków, wypadli z kantoru jak oparzeni i po niedługim czasie dołączyli do kompanów, uciekających po nieudanym rabunku na poczcie.

Odważny trzynastolatek

 Spłoszeni bandyci byli przekonani, że strzelała policja powiadomiona przez kogoś, kto jakimś sposobem zorientował się, że na poczcie i w kantorze doszło do napadów i pobiegł zaalarmować posterunek. Podobnie uważali poszkodowani.

Mylili się jedni i drudzy. Gdy padły strzały, miejscowi policjanci nie mieli pojęcia, że w Izbicy „gospodaruje” szajka opryszków. Kto zatem strzelał i dlaczego?

„Sprawcą” zamieszania okazał się... 13-letni Zygmunt Suszkiewicz, bratanek naczelnika poczty, przebywający tego dnia u stryja i stryjenki niemających własnego potomstwa. Był w kuchni, gdy bandyci wtargnęli do mieszkania. Po wyprowadzeniu Suszkiewicza przez jednego ze zbirów, chłopak wyskoczył oknem na podwórze i ruszył pędem na posterunek policji, odległy od urzędu poczty o niespełna pół kilometra. Niestety, nie dotarł tam. Bandyci ubezpieczający tyły, pochwycili go i zaprowadzili do kantoru młyna. Uwięzili go w zamkniętym pokoju.

Uparty i odważny trzynastolatek w dalszym ciągu się nie poddawał. Nie miał zamiaru siedzieć bezczynnie w zamknięciu, gdy za ścianą rabusie grozili bronią panu Zylbersztejnowi. W tym pomieszczeniu również znajdowało się okno. Z łatwością je otworzył i zsunął się po rynnie do ogródka. Za drugim razem nie zauważono jego ucieczki. Po drodze na posterunek spotkał jednego z pracowników młyna. Był to monter Kos.

- Bandyci napadli na stryja i na pana dzierżawcę. Mają strzelbę i rewolwer – wydyszał chłopiec. Mężczyzna poznał po minie bratanka naczelnika poczty, że sprawa jest poważna i zawrócił pospiesznie do dworu, powiadomić hrabiego o napadzie. Napotkał wracającego z polowania na kaczki plenipotenta majątku Tarnogóra Gustawa Korczaka. Ten zareagował natychmiast. Sięgnął po dubeltówkę i oddał z niej kilka strzałów w powietrze. Na postrach i żeby jednocześnie powiadomić policję.

Mogli mówić do ściany...

 Od miejsca, z którego strzelał plenipotent, do siedziby policji było najwyżej 100 kroków. Upłynęła jednak dłuższa chwila, nim policjanci zareagowali na strzały i wyszli z posterunku. Uciekający bandyci zdążyli oddać co najmniej 20 strzałów w kierunku Korczaka, nie czyniąc mu żadnej szkody.

Następnie na oczach mieszkańców wsi Tarnogóra, którzy wyglądali z chałup, rozpoczęli regularny odwrót, zupełnie się nie spiesząc. Policja w tym czasie podążała w sile czterech ludzi na miejsce napadu.

Policjanci, zorientowawszy się, że sprawcy kierują się w stronę torów kolejowych, ruszyli za nimi. Jak potem opowiadali naoczni świadkowie, kroczyli za nimi w odległości najwyżej kilkunastu metrów. Byli uzbrojeni, ale ani razu nie wezwali opryszków do poddania się. A bandyci, widząc, że policji najwyraźniej wcale nie zależy na tym, żeby ich schwytać, zwolnili i szli sobie spacerkiem, jakby to była wycieczka krajoznawcza, a nie ucieczka. Ludzie zachęcali funkcjonariuszy do większej aktywności, ale z tym samym skutkiem mogli mówić do ściany.

W pobliżu cmentarza rabusie wdali się w rozmowę z jakimś mężczyzną, który zmierzał na stację. Przechodzień zorientował się, że ma do czynienia z przestępcami dopiero wówczas, gdy zagrozili mu rewolwerem. Nie przestraszył się. Chwycił napastnika jedną ręką za gardło, a drugą próbował wyszarpnąć mu broń. Tamten był jednak silniejszy i po krótkotrwałej szamotaninie uderzył odważnego mężczyznę lufą w ramię. Policjanci stali w pobliżu i najspokojniej w świecie przyglądali się tej scenie...

Wieś kończyła się za cmentarzem. Dalej nie było żadnych zabudowań. Do tego miejsca trwał „pościg”. Odprowadziwszy opryszków do cmentarza, funkcjonariusze zawrócili i udali się na miejsce napadów rabunkowych.

Mętne tłumaczenia komendanta

 Skandaliczna opieszałość izbickich policjantów wywołała poruszenie wśród mieszkańców. Jak się okazało, nie był to pierwszy raz, gdy zbłaźnili się swoim niedołęstwem, tchórzostwem i brakiem obowiązkowości. „Patrole policyjne widzieć się daje bardzo rzadko, przyczem na najprzeróżniejszego rodzaju włóczęgów i żebraków zdolnych do pracy nie zwraca policja żadnej uwagi”. (Głos Lubelski, 1925, nr 209).

Komendant posterunku w Izbicy, w odpowiedzi na liczne zarzuty, świecąc oczami za swoich podwładnych, stwierdził, że nie podjęto przeciwko bandytom żadnej akcji w obawie, żeby w trakcie ewentualnej strzelaniny nie zranić nikogo z osób postronnych. A przecież w tłumie obserwującym odwrót opryszków znajdowały się kobiety i dzieci...

Nikogo jednak nie przekonało mętne tłumaczenie komendanta. Bo sytuacja wyglądała zupełnie inaczej. Owszem, ludzie przypatrywali się pościgowi, ale nie podchodzili blisko bandytów, którzy przeganiali gapiów, strasząc ich gumowymi laskami. A za cmentarzem, gdzie nie ma chałup, nikt już nie stał i policjanci mogli śmiało użyć broni palnej. Ponadto, gdyby zwrócili się o pomoc, uzyskaliby ją niezawodnie od mieszkańców Tarnogóry, w tym od hrabiego Smorczewskiego, który miał dobrą strzelbę i potrafił się nią posługiwać. Można też było wezwać przez telefon posiłki.

Ani „Panicz”, ani bracia Lewandowscy

 Na skutek nieudolności miejscowych policjantów, sprawcy napadu na pocztę i młyn uciekli i zaginął po nich ślad. Dochodzenie w sprawie napadów w Izbicy i Tarnogórze przejęła komenda powiatowa w Krasnymstawie, wspomagana doświadczonymi wywiadowcami z ekspozytury śledczej w Lublinie.

Początkowo podejrzewano, że sprawcy przyjechali do Izbicy samochodem z okolic Krakowa. Taksówkę z krakowskimi tablicami widziano w Izbicy parokrotnie w dniach poprzedzających napad. A potem na drodze do Lwowa. Według świadków podróżowało nią kilku nieznajomych mężczyzn. Napady wiązano m.in. z osobą niejakiego Franciszka Kosiora, pseudonim „Panicz”, herszta groźnej szajki rabusiów z Podkarpacia, która od czasu do czasu wypuszczała się na bandyckie występy gościnne. Trop okazał się błędny. Auto zostało wynajęte przez krakowskich sprzedawców konfekcji męskiej, rozwożących towar po okolicznych majątkach.

Według innej hipotezy za skokami na urząd pocztowy i kantor stali bracia Lewandowscy, przywódcy innej głośniej bandy rozbójniczej, działającej w latach 20. ubiegłego wieku w okolicy. Podejrzenie wzięło się stąd, że w czasie napadów nikt nie zginął i nie został ranny, a Lewandowscy byli znani z niechęci do rozlewu krwi. Ale i w tym przypadku śledczy nie trafili w dziesiątkę.

Sprawcami okazali się członkowie bliżej nieznanej grupy bandyckiej spod Starego Zamościa. Zostali zatrzymani po kilkunastu dniach po napadach w Izbicy. Udało się pociągnąć do odpowiedzialności jedynie trzech spośród dziewięciu podejrzanych. Tomasz Ulanowski (lat 27), Antoni Stępniak (lat 37) i Jan Gil (lat 37) odpowiadali przed Sądem Doraźnym w Lublinie na sesji wyjazdowej w Krasnymstawie.

10 i 11 września 1924 r. zapadły wyroki. Ulanowski został skazany na karę śmierci przez rozstrzelanie, Stępniak na 15 lat więzienia, a Gila uniewinniono. Prezydent RP Stanisław Wojciechowski ułaskawił Ulanowskiego i zamienił mu karę śmierci na bezterminowy pobyt w więzieniu.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
Reklama
Reklamabaner reklamowy
Reklamabaner reklamowy
Reklamareklama Bon Ton
KOMENTARZE
Autor komentarza: KingTreść komentarza: Byle jaki to twój komentarz dzbanie. Ludzie nie chcą mieszkać w okolicy kopalni, czego nie rozumiesz?! Gdzie mieszkasz? Blok, domek w spokojnej okolicy? Nie wypowiadaj się na temat, który cię nie dotyczy.Data dodania komentarza: 29.01.2025, 08:57Źródło komentarza: Gm. Rejowiec Fabryczny. Do utworzenia kopalni coraz bliżejAutor komentarza: JAROTreść komentarza: NO WIADOMO POKRYCIE KOSZTÓW Z OC sprawcy.Data dodania komentarza: 29.01.2025, 08:13Źródło komentarza: Chełm. Dachowanie na Armii Krajowej. 19-latek zapłaci za brawuręAutor komentarza: BenTreść komentarza: Tam się ludziom działeczki budowlane marzą, i tylko o to chodzi. W większej części tych terenów gleby są słabe i bardzo słabe pod uprawę rolną. Mogło by państwo wreszcie zrobić porządek z planem zagospodarowania przestrzennego, i oddzielić tereny mieszkalne od uprawnych i przemysłowych, bo na razie domy są stawiane byle jak, i byle gdzie.Data dodania komentarza: 29.01.2025, 04:49Źródło komentarza: Gm. Rejowiec Fabryczny. Do utworzenia kopalni coraz bliżejAutor komentarza: DarekTreść komentarza: Brak lekarzy orzeczników. Czytaj trochę.Data dodania komentarza: 28.01.2025, 18:31Źródło komentarza: Świadczenie się skończyło, a decyzja jeszcze nie zapadła. Brakuje orzecznikówAutor komentarza: Sylwester BTreść komentarza: Na 20 lat zabrać prawo jazdy plus pokrycie kosztów. Za niskie kary.Data dodania komentarza: 28.01.2025, 15:53Źródło komentarza: Chełm. Dachowanie na Armii Krajowej. 19-latek zapłaci za brawurę
Reklama
Reklama
Reklama