Zawiadomienie dotyczące śnięcia ryb na zbiorniku Żółtańce wpłynęło do chełmskiej delegatury Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska 27 kwietnia. Od kilku dni wędkarze obserwowali, że coś złego dzieje się z rybami. W ciągu kilku kolejnych masowo zdychały różne gatunki ryb.
- Niezwłocznie przeprowadziliśmy kontrolę interwencyjną. Pobraliśmy próby wody z rzeki Uherki, doprowadzalnika do zbiornika i samego zbiornika Żółtańce - informuje Andrzej Werszczyński, p.o. kierownika chełmskiej delegatury WIOŚ.
Analizę próbek przeprowadziło Centralne Laboratorium Badawcze GIOŚ Oddział w Lublinie. Okazało się, że spełniają normy w zakresie wskaźników tj. tlen rozpuszczony, pH, BZT5, CHZTC, azotu ogólnego i fosforu ogólnego.
- Jakość wód, na podstawie wyników przeprowadzonych badań fizyko-chemicznych, zarówno ze zbiornika Żółtańce, jak i rzeki Uherki nie wskazuje na przyczyny masowego śnięcia ryb - informuje Wereszczyński.
Taka odpowiedź nie zadowala wędkarzy, którzy oczekują, że ktoś wyjaśni sprawę, by kolejny raz do takiej katastrofy już nie doszło. Dotychczas zebrano z plaży i powierzchni wody ok. 2,5 tony zdechłych ryb, które następnie zutylizowano.
Polski Związek Wędkarstwa nadal stoi na stanowisku, że mogło dojść do skażenia wody pestycydami podczas płukania wodą z Uherki zbiornika po opryskach.
- Sprawdziliśmy wszystkie inne możliwości. Padały zarzuty, że może doszło do zakażenia jakąś chorobą ryb podczas zarybiania. Gospodarstwa, od których kupujemy ryby, są na wysokim poziomie. Jak się okazało, tuż przed ostatnim zarybieniem, ryby były badane w instytucie chorób ryb w Puławach - mówi Krzysztof Daniłów, dyrektor biura okręgu PZW Chełm.
Inni twierdzili, że śnięcie ryb w Żółtańcach może mieć związek zatruciem wody w Krznie, skąd były odławiane dzikie ryby i wpuszczane do zalewu.
- Przeanalizowaliśmy mapę i okazało się, że zanieczyszczenia w rzece musiałyby płynąć pod prąd, by dopłynęły tam, skąd łowiliśmy ryby - zaprzecza pogłoskom Daniłów.
- Szukając przyczyn, trzeba brać pod uwagę, że np. sandacz praktycznie nie choruje, a były też padłe sztuki sandacza. Choroby szczupaka nie występują u innych ryb - tłumaczy Daniłów.
PZW domaga się od wójta gminy Chełm, by skierował sprawę do "odpowiednich organów" w celu wyjaśnienia sytuacji i ustalenia sprawców. Koszty utrzymania zbiornika, jego konserwacji i zarybiania, jakie ponosi PZW, nie są małe. Wędkarze ponieśli znaczne straty, a wciąż nie wiadomo, co było tego przyczyną.
Na razie nie wiadomo, co gmina na pismo odpowie. W ubiegły piątek zorganizowano kolejną, wspólną z Zarządem Okręgu Polskiego Związku Wędkarskiego, akcję oczyszczania zbiornika ze śniętych ryb. Pomagało 12 druhów z OSP Weremowice, OSP Krzywice, OSP Stare Depułtycze. Akcję wsparli też pracownicy urzędu gminy.
- Przygotowujemy wystąpienie do sołtysów oraz rolników o potrzebie przestrzegania zasad dobrej praktyki rolniczej oraz powstrzymania się od napełnienia zbiorników do oprysków z Uherki, a zwłaszcza płukania opryskiwaczy w rzece. Istotną sprawą będzie również powstrzymanie się od wykonywania oprysków w wietrzne dni - informuje Mirosław Mysiak, dyrektor wydziału rolnictwa, ochrony środowiska i obrony cywilnej Urzędu Gminy Chełm.
Gmina widzi też potrzebę zamykania dopływów wody z Uherki do zbiornika od wiosny do czasu zaprzestania wykonywania zabiegów ochronnych roślin uprawnych przez okolicznych rolników.
Napisz komentarz
Komentarze