O tym międzysąsiedzkim konflikcie naszą redakcję poinformował Zbigniew Sasiewicz. Twierdzi, że występuje w imieniu osób, które wskutek decyzji grupy mieszkańców z budynku nr 17, straciły możliwość dojazdu do swojego garażu.
- Po pierwsze, nie rozumiem, jakim prawem właściciele mieszkań z tego budynku wielorodzinnego grodzą teren. Aby mieć taką możliwość, wszyscy muszą mieć wykupiony udział w działce, a tak nie jest. Po drugie, blokują w ten sposób dojazd do garażu innym osobom. Jeden z tych garaży postawiony został nielegalnie, ale cztery pozostałe wybudowano na podstawie pozwolenia, więc tych osób nie powinno się tak traktować. Zgadzam się z tym, że te rodziny mogą chcieć ogrodzić działkę, na której mieszkają, ale w tej sytuacji powinny zostawić swobodny dojazd do istniejących garaży i cofnąć słupki wyznaczające granicę działki o 1-1,5 m w głąb posesji – przekonuje pan Zbigniew.
O wyjaśnienia zapytaliśmy prezesa Spółdzielni Mieszkaniowej w Korolówce Osadzie, która ma tam trzy swoje mieszkania. - To nie jest jeszcze ogrodzenie. Linia została jedynie wyznaczona palikami i taśmą na podstawie mapy z geoportalu. To zadziało się, kiedy byłem w izolacji coviowej, więc dowiedziałem się o wszystkim dopiero po powrocie ze zwolnienia lekarskiego – mówi prezes spółdzielni Wojciech Kraszczyński.
Twierdzi jednak, że nie dziwi się decyzji mieszkańców tego budynku, bo za własne pieniądze wyremontowali drogę dojazdową prowadzącą przez ich działkę, a inni mieszkańcy zaczęli ją rozjeżdżać samochodami, a nawet ciągnikami.
- Kiedy zwrócili uwagę tym osobom, że niszczą ich wysiłek, doszło do ostrej wymiany zdań. Pod swoim adresem usłyszeli wulgaryzmy i wyzwiska. Stwierdzili, że skoro ktoś nie potrafi uszanować ich pracy, to sami muszą zadbać o swoje dobro – wyjaśnia prezes SM.
Dziwi się natomiast, że właściciele garaży, którzy przez to, planowane dopiero, ogrodzenie mają mieć utrudniony dojazd, nie interweniują u niego, a postronna osoba występuje w ich imieniu.
- Ja jestem na emeryturze i mam sporo wolnego czasu, a właściciele garaży pracują. Jedna pani wyjechała za granicę. Ja pomagam jej, bo jest moją koleżanką. Znamy się od szkolnej ławki – tłumaczy pan Zbigniew.
- Żadna skarga w tej sprawie nie dotarła jeszcze do mnie, ale wiem o niezadowoleniu, bo ten pan zgłosił problem już nawet do wójta naszej gminy. To jest absurdalna sytuacja, bo kłóci się o nieswoje i nie rozumiem jego roszczeń. Jeżeli, jako prezes spółdzielni, otrzymam oficjalną skargę, czyli na piśmie, poproszę nadzór budowlany o sprawdzenie legalności garaży – dodaje Wojciech Kraszczyński.
Zapewnia, że mieszkańcy budynku nr 17 chcieli zorganizować zebranie na ten temat, aby poinformować wszystkich zainteresowanych o swojej decyzji, ale jak na razie uniemożliwia im to pandemia.
Napisz komentarz
Komentarze