Jeszcze pół roku temu osoby trzymające w piwnicy "żelazne" zapasy żywności na wypadek jakiejś katastrofy były traktowane trochę z przymrużeniem oka. Nauka przetrwania w niesprzyjających warunkach - to było raczej coś dla harcerzy. Takie nieszkodliwe hobby...
Od wybuchu konfliktu zbrojnego na Ukrainie mentalność ludzi zaczęła się zmieniać. Polacy, zwłaszcza na wschodzie, mają kontakt z uchodźcami, którzy doświadczyli okropności wojny. Historie o ludziach przymierających głodem, chowających się w piwnicach, działają jednak na wyobraźnię. Chcemy ustrzec przed tym swoich bliskich i zaczynamy myśleć, co by było, gdyby... Z przygotowaniami jednak bywa różne.
- Przeczytałem w poradniku, że trzeba ustalić miejsce, gdzie się spotkamy, w razie przypadkowego rozdzielenia z najbliższymi, gdyby nie można było wrócić bezpiecznie do domu. Mieszkamy przy głównej ulicy w Chełmie, może być tam niebezpiecznie. Wybraliśmy więc takie miejsce, gdzie wszyscy domownicy dotrą. Niestety mój starszy ojciec zapomina, gdzie to jest - opowiada pan Artur.
Pani Dorota poważnie wzięła sobie do serca radę, by zgromadzić odpowiednią liczbę wody w butelkach, tak by przetrwać pierwszych kilka dni kryzysu. Zgodnie z poradnikiem powinna zabezpieczyć 14 litrów wody na każdego mieszkańca. Dla czworga domowników to niemal czterdzieści 1,5 litrowych butelek.
- Kupiłam zgrzewki z wodą, ale zrobiło się ciasno w kuchni. Wodę wypiliśmy i na razie nie robimy większych zapasów - opowiada pani Dorota.
Zgodnie z poradnikiem, warto też mieć w garażu kanister z paliwem, żeby można było wyjechać z terenu ogarniętego wojną. Zwykle paliwo jest w sytuacjach zagrożenia towarem deficytowym. Wielu Ukraińców nie opuściło kraju właśnie dlatego, że nie mogli zatankować samochodu. Ucieczkę może też ułatwić spakowany wcześniej plecak. Specjaliści radzą, by było w nim radio na baterie, latarka. Potrzebne też będą dokumenty, informacje medyczne, akty urodzenia. Mogą się przydać też gwizdek i zapałki, maseczka medyczna, mapa, kompas, busola, GPS. Potrzebna może być żywność na kilka dni, woda, leki... no i śpiwór. Lista przedmiotów, które mogą nam pomóc przetrwać kryzys, jest długa. Jest na niej także łom.
Głowa rodziny myśli o wszystkim
- W razie sytuacji kryzysowej rodzina pojedzie dalej w Polskę, a ja zostaję na miejscu. Przeszedłem przeszkolenie wojskowe, zezwolenie na posiadanie broni też mam. Z dzieciakami strzelamy sportowo do celu. Także myślę, że posiadam umiejętności do przeżycia w skrajnych warunkach - mówi wicestarosta chełmski Jerzy Kwiatkowski, który wraz z małżonką prowadzi rodzinny dom dziecka.
Kwiatkowski jednak plecaka ewakuacyjnego dla siebie, ani dla nikogo z rodziny, nie przygotował. Jego zdaniem to bardziej moda, niż potrzeba.
- Nie żyjemy na pustyni, żadne plecaki na długie wędrówki nie będą nam potrzebne. Pewnie jakiś nożyk lub nożyczki się przydadzą i dobre buty, które chyba są ważniejsze od plecaka. - Nie ulegajmy teoriom spiskowym, ale też żadna sytuacje nie powinna nas zaskoczyć - mówi Kwiatkowski, przypominając, że właśnie w tych trudnych momentach trzeba myśleć o tym, by wspierać słabych. Dobre przeszkolenie wojskowe może się wówczas okazać bardziej przydatne niż najlepiej spakowany plecak.
Zdaniem wicestarosty także urząd powiatowy jest przygotowany na sytuacje kryzysowe. Ekipa zespołu ds. obronnych i zarządzania kryzysowego jest nieco większa. Nie prowadzi jednak żadnych szkoleń dla ludności, bo wydaje się to niepotrzebne. Za to wielu pracowników urzędu zapisało się do Wojsk Obrony Terytorialnej, więc w razie czego, będą wiedzieli, co robić.
Strażacy kryzysy mają na co dzień
- To jest bardzo indywidualna sprawa, jak się ktoś przygotowuje na sytuacje kryzysowe. Mamy u siebie uchodźców, więc każdy zaczął o tym myśleć. Tak samo jest z apteczką. Każdy stara się ją mieć. W przypadku przygotowań na kryzys tylko skala jest inna - mówi wójt gminy Ruda-Huta Kazimierz Smal, strażak ochotnik, wieloletni prezes Oddziału Powiatowego Związku Ochotniczych Straży Pożarnych Rzeczypospolitej Polskiej.
- Jestem przygotowany mentalnie, jako strażak i ratownik. Wodę mam w prywatnej studni i jestem w stanie ją wydobyć, nawet bez prądu. Co do pakowania walizki, staram się nie ulegać modzie. Jeżeli jednak komuś to daje poczucie bezpieczeństwa, powinien to zrobić - mówi Smal, chociaż jak mówi, nigdy to nie było w jego stylu, by uciekać. Raczej na sygnał syreny zrywał się do akcji. Teraz tak robią młodzi strażacy, którzy nawet w trudnych czaszach szalejącej pandemii, nie mieli problemu z tym, że narażają swoje zdrowie, gdy w kilka osób wsiadają do kabiny samochodu, by dotrzeć na miejsce akcji.
Gospodynie mają swoje sposoby
Inaczej na kryzys przygotowują się mieszkańcy miasta, inaczej mieszkańcy wsi.
- Tutaj każdy ma dobrze zaopatrzoną piwnicę. A niektóre mogą też pełnić funkcję schronu - zauważa wójt gminy Wierzbica Bożena Deniszczuk.
Także szkolne piwnice mogą stanowić schronienie w razie sytuacji kryzysowej. Zwykle jest tam zmagazynowana woda. Nie na wypadek wojny, ale zwyczajnie dlatego, że gdzieś trzeba schować jej zapasy.
- Wiem, że niektórzy mieszkańcy naszej gminy suszą mięso, zamykają też mięso w słoikach. Mają też spore zapasy weków - dodaje Deniszczuk.
Osoby bardziej zapobiegliwe robią zapasy leków. Niektórzy też magazynują drewno na ognisko, na wypadek, gdyby nie było prądu. W takiej sytuacji może być problem z uruchomieniem pieca, gdyż nie zadziała elektronika. W przypadku braku prądu nie będą też działały kuchnie indukcyjne i czajniki elektryczne. A jeśli zabraknie też gazu, pozostanie gotowanie na ognisku...
Napisz komentarz
Komentarze