- Problemy w oświacie trwają od bardzo wielu lat. To wszystko, co dzieje się obecnie, jest między innymi po to, żeby o tych problemach porozmawiać, żeby te problemy zasygnalizować i w odpowiedni sposób wyartykułować. Żeby przekonać nieprzekonanych, że edukacja jest naszą wspólną sprawą. Nie jest tylko sprawą pracowników oświaty, w tym nauczycieli, bo przecież w końcu dotyczy dzieciaków. Dotyczy przyszłości tych, którzy za nas przejmą stery. Problem ten jest problemem ciągle aktualnym, teraz nabrał szczególnych barw powiedziałbym, niestety, ale ciemnych... - mówił Krzysztof Baszczyński, wiceprezes zarządu głównego ZNP.
Osoby nieprzekonane, o których mówił, to politycy oraz część społeczeństwa. Jak sam stwierdził, zastanawia się nad tym, dlaczego problem nauczycielskich wynagrodzeń jest publiczną sprawą. Być może głównym tego powodem jest fakt, że zawód nauczyciela jest zawodem publicznego zaufania. Nauczyciel jest poddawany ciągłej ocenie i kontroli. Baszczyński zaznaczył, że kwestia wynagrodzeń nie jest jedynym problemem, jaki dotyka nauczycieli. Zasygnalizował, że należałoby tu wymienić również warunki pracy, przeładowane programy oraz ustawy "robione naprędce".
- Ostatnia nowelizacja karty nauczyciela w obszarze awansu zawodowego, w końcu dotyczy to 600 tys. ludzi, została przeprowadzona na jednym posiedzeniu Sejmu. W ciągu trzech dni zmieniono awans zawodowy. Jak ja słyszę od ministra Czarnka i jego kolegów z resortu, że to jest reforma awansu, to to nie jest reforma, to nawet nie jest wydmuszka awansu zawodowego. Proszę zauważyć, że awans zawodowy wiąże się z jakością pracy, z kwalifikacjami moich koleżanek i kolegów. Doprowadzono do rzeczy, która będzie miała bardzo negatywne skutki w najbliższej przyszłości - mówił Baszczyński.
8 października rozpoczęło się miasteczko protestacyjne w Warszawie. To właśnie tam głównym celem jest informowanie społeczeństwa o aktualnej sytuacji nauczycieli ale i całej oświaty. Panele, które się tam odbywają, mają różny zakres tematyczny. Dotyczą warunków pracy, wynagrodzeń, czasu pracy czy programów nauczania. Według Baszczyńskiego jest to najlepsza forma wypowiedzenia się. Szczególnie, że poza codziennym panelem, podczas którego głos mają eksperci, do południa jest czas, kiedy swoje zdanie wyrazić może się każdy. Pomysł miasteczka wziął się od młodych, którzy nie są motywowani do pracy w zawodzie nauczyciela.
- Jak można przyciągnąć do zawodu osobę, której proponuje się przez dwa lata nieuregulowany stosunek pracy czy zatrudnienie na czas określony? Jak można, proponując osobie przyjście do zawodu, powiedzieć, że będzie pani/pan prawie permanentnie oceniany według kryteriów, które wymyślił pan minister? Żadnej zachęty. Za 2840 zł na rękę? Mam na to się zdecydować? To ma być tym wabikiem, żeby przyciągnąć do zawodu? Żeby zostać nauczycielem, teraz trzeba jeszcze zdać egzamin państwowy, czyli według mojej oceny, i moich koleżanek i kolegów, to zrobiono wszystko, żeby ten młody człowiek, który przychodzi do zawodu pracował pod pręgierzem strachu... - dodał.
Na razie o proteście zbiorowym nie ma mowy. Nauczyciele i związkowcy pozostają przy formach informacyjnych. Jednak zapowiadają, że jak będzie trzeba, będzie strajk.
- No oczywiście można nic nie robić. Ale to byłby najgorszy scenariusz, który by nas bardzo zabolał... - skomentował Baszczyński.
Napisz komentarz
Komentarze