Ci, którzy go znali i mieli okazję współpracować, mówią, że pan Franciszek zawsze miał czas dla drugiego człowieka. Potrafił przystanąć, porozmawiać, dopytać. Obdarzał przy tym szczerym, serdecznym uśmiechem. Służył mądrością doświadczonego człowieka i dobrą radą.
– To postać dla naszego miasta absolutnie wyjątkowa. Zawsze zaangażowany i obecny. To człowiek, na którego my, spółdzielcy już w drugim pokoleniu, mogliśmy zawsze liczyć – podkreśla prezes CHSM Ewa Jaszczuk. - Mimo wieku miał niespożyte siły i jedyną w swoim rodzaju energię, zapał do życia. Wieloletnia współpraca z Franciszkiem Golikiem to zaszczyt, ale i zobowiązanie do jeszcze lepszej pracy dla mieszkańców. W imieniu Zarządu CHSM, pracowników Spółdzielni, ale i członków Rady Nadzorczej i Rad Osiedli pragnę złożyć rodzinie najszczersze wyrazy współczucia – mówi prezes Jaszczuk.
Dodaje, że zawsze znalazł czas, aby zajrzeć do jej gabinetu w dniu imienin, złożyć życzenia.
– Działalność spółdzielcy to był jego drugi, ważny żywioł. Mimo intensywnych działań, jakie prowadził w ramach swojej przynależności do stowarzyszeń, zawsze znajdował czas, aby pomyśleć również o swoim osiedlu, czyli Słowackiego-Kolejowa. Był autorem szeregu inicjatyw społecznych. Znany był np. z tego, że w okresie wakacyjnym i ferii zimowych organizował zawsze mnóstwo zajęć dla dzieci i młodzieży. Modzi mogli spotykać się w klubach osiedlowych. Kochał młodzież – wspomina Jaszczuk.
Prezes podkreśla, że nie zawsze się zgadzali, czasami długo spierali, ale już na zawsze pozostanie z przeświadczeniem, że Golik swoje miasto i społeczność, na rzecz której działał, po prostu kochał. Nie wyobrażał sobie, aby przejść wobec niektórych spraw obojętnie.
– Po prostu taki był. Nie było w tym nic z pozy. Prze wiele, wiele lat pełnił funkcję przewodniczącego rady osiedla Słowackiego-Kolejowa. Nam, mnie osobiście zależało na tym, aby go za tę działalność uhonorować. Docenić jego starania. W 2016 roku wystąpiliśmy do Krajowej Rady Spółdzielczej z wnioskiem o odznaczenie go „Złotym Laurem Spółdzielczości”. To był dla niego wspaniały prezent i wyjątkowa niespodzianka – uśmiecha się prezes Ewa Jaszczuk.
Życie go nie rozpieszczało. Urodził się w 1926 roku w Teresówce, w gminie Siedliszcze, parafii Buczyń, w powiecie kowelskim, dawnym województwie wołyńskim. Czasy po odzyskaniu niepodległości wspominał jako niespokojne. Przy drzwiach Golików ojciec zawsze stawiał karabin, który otrzymał na miejscowym posterunku policji.
– Sąsiad, choć mieszkał przy stacji, czujny nie był. Przyszli bandyci w nocy, karabin zabrali, jego pobili. Ledwo przeżył – wspominał przed laty Franciszek Golik.
Nie było łatwo, siedmioosobowa rodzina ledwo wiązała koniec z końcem. W efekcie, Golikowie w 1934 roku przenieśli się na drugą stronę Bugu, do wsi Wygoda nieopodal Wierzbicy. Pięć lat później wybuchła wojna. Potem była „krwawa niedziela”, przed którą cudem uszli członkowie jego najbliższej rodziny. W 1943 roku do rodziny dołączył Michał Golik, który uciekł z Wołynia ostatnim pociągiem ewakuacyjnym.
– Do brata przyszedł sąsiad Ukrainiec i powiedział, żeby uciekał, bo jutro ich wszystkich pozabijają. I Michał spakował w nocy cały dobytek i pojechał na kolej. To był ostatni pociąg za Bug, potem nikt już się stamtąd nie wydostał – wspominał pan Franciszek.
To te wspomnienia wykuły w nim przeświadczenie o tym, że pamiętać należy i trzeba. I dobrze byłoby nadać tej pamięci jakiś szczególny wymiar. Tak zrodziła się myśl o powołaniu do życia jego „opus magnum”, czyli Stowarzyszenia „Pamięć i Nadzieja”, w działalność którego angażował się do końca życia.
– Cóż mogę powiedzieć? Śp. Franciszek Golik był po prostu bardzo dobrym człowiekiem. Jako prezes chełmskiego okręgu Związku Kombatantów RP i Byłych Więźniów Politycznych wspierał i dbał o rodziny tam zrzeszone do ostatnich dni. Stowarzyszenie natomiast powołane zostało z jego inicjatywy. To właśnie jego staraniem wzniesiono najpierw krzyż, a następnie pomnik upamiętniający ofiary rzezi, tzw. pietę wołyńską. Pan Golik był pierwszym prezesem stowarzyszenia. Od 2010 roku piastował funkcję wiceprezesa – wyjaśnia Józef Górny, prezes Stowarzyszenia „Pamięć i Nadzieja”.
Prezes Górny podkreśla, że pan Franciszek sprawiał wrażenie człowieka „wiecznie” młodego. Sprawny fizycznie i intelektualnie pozostawał bardzo długo, właściwie do końca.
- Właśnie tym nam imponował. Zawsze aktywny i przejęty problemami, które się w tej przestrzeni publicznej rodziły. To zapewne dzięki swojej postawie zostanie zapamiętany jako osoba powszechnie znana i bardzo szanowana – podsumowuje Górny.
Czytaj także:
Napisz komentarz
Komentarze