O powód, dla którego urzędnikom został wydany tak surowy i kategoryczny zakaz, radna mogłaby zapytać u „źródła”, w trakcie trwających obrad, ale problem polega na tym, że nie uczestniczył w nich ani wójt Dariusz Ćwir, ani jego zastępca Andrzej Czerwiński. A szkoda, ponieważ zgłębiana przez radną sprawa wydaje się być szczególnie istotna, a wydane przez wójta polecenie brzemienne w swoich skutkach.
Dyskusja na temat zakazu prawdopodobnie nigdy nie miałaby miejsca, gdyby nie incydent z udziałem radnych należących do komisji rewizyjnej oraz budżetowej. Kiedy poprosili jednego z pracowników urzędu o wyjaśnienia i udostępnienie dokumentów na potrzeby odbywanych właśnie posiedzeń, spotkali się z odmową i wydano im polecenie, aby w podobnych przypadkach zwracali się do wójta pisemnie z prośbą o udostępnienie odpowiednich materiałów. Z tego zdarzenia sporządzili notatkę służbową. Posiedzenie odbywało się 20 kwietnia i chodziło o uzyskanie informacji na temat postępów w prowadzonych przez gminę działaniach inwestycyjnych.
Przewodnicząca Wołoszkiewicz w swoim piśmie stwierdza, że w świetle art. 24 ust. 2 „Ustawy o samorządzie gminnym” podobne regulacje nie mogą mieć absolutnie miejsca. „W wykonywaniu mandatu radnego radny ma prawo, jeśli nie narusza to dóbr osobistych innych osób, do uzyskiwania informacji i materiałów, wstępu do pomieszczeń, w których znajdują się te informacje i materiały oraz wglądu w działalność urzędu gminy, a także spółek z udziałem gminy, spółek handlowych z udziałem gminnych osób prawnych, gminnych osób prawnych oraz zakładów, przedsiębiorstw i innych gminnych jednostek organizacyjnych z zachowaniem przepisów o tajemnicy prawnie chronionej” – czytamy w podstawie prawnej, na którą powoływała się radna.
W swoim piśmie przewodnicząca stwierdza również, że to nie pierwszy tego typu incydent, w którym główną i niechlubną rolę odgrywają odgórne, niemotywowane żadnym konkretnym powodem regulacje wójta gminy. Wówczas zareagował na tę sytuację wojewoda lubelski Lech Sprawka i odpowiedział, że „Przepisy obowiązującego prawa nie zawierają podstaw do uzależnienia możliwości dostępu do informacji oraz dokumentów od uprzedniego poinformowania o takim zamiarze wójta gminy bądź pracowników urzędu gminy”.
W odpowiedzi na swoje pismo Wołoszkiewicz przeczytała m.in., że wójt nie ogranicza radnym dostępu do dokumentacji Urzędu Gminy Sawin. Jednocześnie w odpowiedzi na interpelację stwierdzono, że „wójt kieruje się jednak ustawowym nakazem zachowania przepisów o tajemnicy prawnie chronionej a także dbałością o bezpieczeństwo w zakresie ochrony dokumentów urzędu gminy". Co ciekawe, odpowiedź zawiera również i takie stwierdzenia, że „w przeszłości dochodziło do nieprawidłowości przy dysponowaniu dokumentami dotyczącymi działalności urzędu”. Twórca dokumentu stwierdza w nim, że „w toku postępowania prowadzonego przez Prokuraturę Rejonową w Chełmie okazało się, że część dokumentów dotyczących zamówień publicznych została wyniesiona w sposób nieuprawniony poza teren urzędu oraz zdekompletowana. W sprawie tej Prokuratura Rejonowa w Chełmie prowadzi odrębne postępowanie w zakresie popełnienia przestępstwa przeciwko dokumentom bądź tajemnicy służbowej”. I to ten fakt miał utwierdzić wójta Dariusza Ćwira o wdrożeniu nadzwyczajnych środków ostrożności.
- Chciałabym zatem zapytać, co faktycznie zostało wyniesione z gminy, skoro teraz boicie się państwo udostępniać dokumenty radnym? - dopytywała już podczas majowej sesji rady gminy przewodnicząca Iwona Wołoszkiewicz.
- Szanowni państwo to bardzo poważna sprawa. Rzeczywiście taki fakt miał miejsce. Pewne dokumenty w referacie zajmującym się zamówieniami publicznymi nie były kompletne. Nie wiadomo dlaczego. Aby wykluczyć wszelkie podejrzenia i przede wszystkim tego rodzaju zdarzenia wójt musi kierować się szczególną ostrożnością. I tylko z tego powodu wprowadzono te regulacje – wyjaśniał mecenas Mroczkowski.
Przewodnicząca usiłowała ustalić, czy radca ma świadomość, o jakie dokument wnioskowali radni, a o jakich mowa jest w przypadku postępowania. Wyjaśnienia udzielone przez niego nie były do końca jasne.
- Tego nie wiem, ale nie wiem też tego, jakie dokumenty zaginęły, a jaki mogłyby jeszcze zaginąć? Poruszamy się jednak w obrębie pewnej hipotezy. Jeśli taki fakt miał miejsce, to wójt musiał podjąć stosowne kroki, musiał dochować rygorów związanych z bezpieczeństwem. To wójt, a nie radni, będzie z tego rozliczany – wyliczał mecenas Mroczkowski.
Nie był jednak w stanie stwierdzić jednoznacznie, na jakiej podstawie zostało wszczęte śledztwo i jaki był jego faktyczny powód. Wyjaśnień Mroczkowskiego nie przyjął również radny Wojciech Adamowicz.
- Panie mecenasie, nie chciałbym stosować tutaj prześmiewczych powiedzeń, ale wybaczy pan, chyba sam nie wierzy w to, co mówi. Każdy urzędnik, każdy radny jest funkcjonariuszem publicznym. Prawo obliguje go do zachowania tajemnicy służbowej. I każdy ma świadomość tego, że jeśli je złamie, może spotkać się z konsekwencjami. Nie ufam więc do końca stwierdzeniu, że „wójt stoi na straży”. Czyli mam to rozumieć w ten sposób, że pilnuje jednocześnie ponad 50 urzędników i wszystkich radych jednocześnie, czy tak? Nie! Wójt ma ustawowy obowiązek udostępnić dokumenty. Tym bardziej, że posiedzenia komisji i wszelkie kontrole nie są zwoływane ad hoc. Wójt powiadamiany jest o nich odpowiednio wcześniej – komentował sprawę radny Adamowicz.
Przypomniał, że nawet, jeśli pracownik danego referatu nie jest obecny w dniu, w którym odbywa się posiedzenie danej komisji, to radny ma prawo do tego, aby wejść do jego biura i pobrać interesujące go pisma.
Czytaj także:
Napisz komentarz
Komentarze