Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama Mieszkania, apartamenty, kawalerki do wynajęcia
Reklama

Maturzyści rozbili się w BMW. 19-letni kierowca nie żyje

9 czerwca wracali z egzaminu dojrzałości. Na zakręcie 19-letni kierowca stracił panowanie nad samochodem i zderzył się czołowo z busem. Zginął na miejscu. Troje pasażerów pogotowie zabrało do szpitala. Zawiodło stare auto czy niedoświadczony kierowca jechał zbyt brawurowo?
Maturzyści rozbili się w BMW. 19-letni kierowca nie żyje

Tragedia nie do opisania dla rodziców, bliskich i przyjaciół. Ogromną traumę przeżyli młodzi ludzie, którzy jechali w bmw jako pasażerowie. Ocaleli, ale tego dnia nie zapomną do końca życia.

Do wypadku doszło we wtorek (9 czerwca) o godz. 12.30 w Siedliszczu. Młodzi ludzie, tegoroczni absolwenci Liceum Ogólnokształcącego w Siedliszczu wracali z matury z matematyki. Mateusz kierował swoim nie tak dawno zakupionym za zaoszczędzone pieniądze bmw. Jak wstępnie ustalili policjanci, 19-letni kierowca z gm. Rejowiec nie dostosował prędkości i na zakręcie wpadł w poślizg, zderzając się czołowo z nadjeżdżającym z przeciwka busem. Niestety, zginął na miejscu. Pasażerowie, dwaj 19-latkowie i dziewczyna w tym samym wieku, ze złamaniami, m.in. nogi i obojczyka, trafili do szpitala. W zderzeniu z busem przód BMW został zmiażdżony, a 19-letni kierowca zakleszczony w jego wnętrzu. Żeby wydobyć nastolatka, konieczna była pomoc strażaków.

- Przyjechaliśmy na miejsce po 21 minutach od zgłoszenia. Poszkodowany już nie żył. Musieliśmy rozcinać karoserię – mówi Maciej Piszczek, st. kapitan z Komendy Miejskiej PSP w Chełmie, zastępujący rzecznika prasowego.

Kierujący busem renault 55-latek i jadąca z nim kobieta zostali lekko ranni.

 

Dlaczego właśnie on?

Informacja o tragicznej śmierci maturzysty wstrząsnęła społecznością Liceum Ogólnokształcącego w Siedliszczu. Znajomi Mateusza nie mogli uwierzyć, że już go wśród nich nie ma i nie będzie, że coś takiego przytrafiło się właśnie jemu.

- Mateusz był naszym absolwentem, zawsze bardzo zaangażowanym w życie szkoły - wspomina Wiesław Prażnowski, dyrektor placówki. - Był spokojny i bardzo lubiany, a przede wszystkim sam bardzo lubił szkołę. Brał udział we wszystkich imprezach i wydarzeniach, grał na akordeonie, należał również do pocztu sztandarowego. Był bardzo uczynny, zawsze można było na nim polegać. Strata każdego ucznia jest bardzo bolesna, szczególnie kiedy opuszcza nas w tak młodym wieku...

O Mateuszu w samych superlatywach mówi też Barbara Świderczuk, szefowa zespołu śpiewaczego ECHO, którego był członkiem.

- Był z nami od roku. Grał na akordeonie. Pamiętam, że jak pierwszy raz założył strój ludowy, to powiedział, że już nie zdejmie. Zawsze był chętny do współpracy, pełny zapału, mimo natłoku swoich zajęć i wielu okazji do towarzyskich spotkań, miał czas na próby, wyjazdy do Trawnik na naukę muzyki. Nigdy nam nie odmawiał, zawsze był gotowy do pracy nad repertuarem. Robił to zupełnie za darmo, był bezinteresowny, po prostu sprawiało mu to przyjemność. Gra na akordeonie to była jego wielka pasja.

Pani Barbara dodaje, że śmierć Mateusza to tragedia nie do opisania. Głównie dla rodziców i bliskich, ale także będzie go bardzo brakowało w zespole.

– Miał tyle planów na przyszłość. Właśnie zdawał egzamin dojrzałości i rozpoczynał dorosłe życie...
 

 

A gdzie OSP?

Zaraz po zdarzeniu do redakcji dotarł email, w którym anonimowy nadawca zwraca uwagę na nieobecność na miejscu wypadku jednostki OSP w Siedliszczu wyposażonej w sprzęt do ratownictwa medycznego.

- Jednostka nie mogła wyjechać, ponieważ jeden z pracowników gminy (nie pełnił czynności służbowych) zabrał jedyny sprawny pojazd i pojechał nim do Lublina. Miejscowi strażacy nie mieli zatem sprzętu ani możliwości, by móc włączyć się do akcji ratowniczej. Na miejsce wypadku dojechali własnymi samochodami bez niezbędnego sprzętu ratowniczego. Chłopak zmarł w pojeździe, zanim jednostki z Państwowej Straży Pożarnej z Chełma dotarły na miejsce wypadku (jest to dystans około 30 kilometrów) - czytamy w treści e-maila.

O wyjaśnienie poprosiliśmy burmistrza Siedliszcza Hieronima Zonika.

- Na wyposażeniu OSP w Siedliszczu mamy dwa samochody. Jeden jest w naprawie, ponieważ uległ awarii. Drugi natomiast był w tym czasie używany przez ochotników, który udali się nim na interwencję - mówi Hieronim Zonik. - Żaden z naszych pojazdów nie jest i nigdy nie był wykorzystywany do innych celów niż służbowe obowiązki OSP. Burmistrz dodaje również, że strażacy z Siedliszcza nie dostali wezwania i nie było alarmu syreny, a jedynie informacja, że doszło do zdarzenia w ich gminie.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama
Reklamareklama Bon Ton
Reklama
Reklama
Reklama