Do wypadku doszło w niedzielne popołudnie, 2 stycznia. Autokarem podróżowali obywatele Litwy: dwóch kierowców i 44 pasażerów. Wycieczka wracała do domu z Ukrainy. Z niewiadomych jeszcze przyczyn autokar zjechał z drogi i wpadł do rowu, przewracając się na bok.
Kiedy wyprowadzono lub wyniesiono poszkodowananych z autokaru, do działania przystąpili strażacy, którzy przyjechali z podnośnikiem.
- Unieśliśmy na chwilę autobus do góry, by sprawdzić, czy nie ma pod nim jeszcze osób poszkodowanych, chociaż z obliczeń wynikało, że nie powinno być. Na szczęście nikogo tam nie było. Autobus został położony z powrotem. Kiedy policja zakończy swoje czynności, autobus zostanie postawiony na koła i odholowany na parking - tłumaczył aspirant Piotr Czemerys z Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Krasnymstawie.
Gdy przyjechaliśmy na miejsce, uczestnicy wypadku zostali już przewiezieni do świetlicy wiejskiej w Olszance. Zapewniono im tam ciepły posiłek, udzielono także niezbędnej pomocy. Bardziej poszkodowani trafili do szpitali w Lublinie, Zamościu i Krasnymstawie. Co chwilę było słychać karetki jadące z tamtego kierunku do krasnostawskiej lecznicy.
- Samochodem kierował 65-letni obywatel Litwy. Badanie alkomatem wykazało, że był trzeźwy. Będziemy ustali, co było przyczyną tego zdarzenia, ale za wcześnie jest mówić o szczegółach. Na miejscu pracują technicy i policjanci dochodzeniowo-śledczy, którzy ustalają okoliczności wypadku - mówiła w niedzielę mł. asp. Jolanta Babicz, oficer prasowa komendy Powiatowej Policji w Krasnymstawie.
Przez kilka godzin ruch na drodze krajowej odbywał się wahadłowo. Na miejscu pojawiły się m.in. dwa zastępy ratownictwa technicznego.
- Samochód zastępczy już jedzie na miejsce, jest 130 km od Lublina. Dwie z 13 rannych osób zostały już wypisane ze szpitala. Dwoje dzieci będzie dłużej hospitalizowanych w szpitalu przy ul. Chodźki w Lublinie. Organizujemy transport dla trzeciego dziecka, które po badaniach może wrócić do reszty grupy w Olszance - powiedział nam komendant krasnostawskich strażaków Dariusz Pylak tuż przed oddaniem gazety do druku.
Napisz komentarz
Komentarze