Kiedy przez nasze społeczeństwo przetaczają się kolejne dyskusje dotyczące tego, w jaki sposób nauczać historii, oni po prostu wstają wcześnie rano, nakładają wygodne ubrania, pakują do bagażnika niezbędny sprzęt i udają się do lasu. Po co? Właśnie po to, aby dotknąć jej śladów. Wydobyć je spod warstwy suchych liści, mchu i ziemi. Czy o historii można mówić w bardziej konkretny sposób?
- Mam to szczęście, że udało mi się zgromadzić grupę takich prawdziwych pasjonatów. Ludzi, którzy uwielbiają opowiadać o historycznych faktach przez pryzmat konkretnych artefaktów. Nie są to organizacje, ani stowarzyszenia. Poszukiwacze przyjeżdżają na poszukiwania dotyczące I Korpusu zupełnie dobrowolnie. Skrzykujemy się przy pomocy Facebooka i Youtuba. I to wystarcza. Krąg pasjonatów stale się powiększa, dzięki czemu udaje się wydobywać spod ziemi coraz ciekawsze rzeczy – podkreśla pomysłodawca cyklu poszukiwań Krzysztof Fidler.
Specjaliści, z którymi pan Krzysztof konsultował zasadność prowadzenia poszukiwań właśnie w tym miejscu, a właściwie miejscach, gdzie rozlokowane były poszczególne jednostki korpusu, od początku powątpiewali w powodzenie misji. Ich zdaniem wszystko zostało już przekopane, a ślady po korpusie przysypać miały zwały śmieci. To wszystko prawda, ale upór i pasja potrafią jednak działać cuda.
- Do tej pory zorganizowaliśmy już dwa spotkania „z historią korpusu” i muszę przyznać, że efekty naszych poszukiwań są naprawdę zadowalające. Odnaleźliśmy między innymi pozostałości po stojaku do słynnego, niemieckiego karabinu maszynowego Maschinengewehr 34 (MG34). W naszym zasobach znalazła się też gąsienica z czołgu T34, nakładki zimowe na gąsienice od tego samego czołgu. I oczywiście mnóstwo różnego rodzaju drobnych przedmiotów – pociski z nabojów, łuski z nabojów, tzw. kurice (orzełki, które pozbawione były korony, używane przez żołnierzy LWP – przyp. red.), ale też trochę przedmiotów z kampanii wrześniowej. Mamy też artefakty z XIX wieku, a nawet fibulę (rodzaj dużej agrafki czy też spinki, której używano do spinania szaty – przyp. red.). W tej chwili specjaliści oceniają, w jaki sposób można ją datować – wyjaśnia Fidler.
Okazuje się, że ta formuła, pomysł, przyjął się. Za pierwszym razem w lesie pojawiło się 22 poszukiwaczy, a za drugim razem już 41. Można więc śmiało powiedzieć, że historia I Korpusu, tak nierozerwalnie związana z Sawinem, jest wciąż żywa.
- To zainteresowanie tematem oczywiście bardzo cieszy. Cieszy też fakt, że pojawiają się kolejne informacje, dokumenty, mapy i relacje, które zachęcają do tego, aby poszukiwania podjąć także w innych miejscach, także w Zawadówce. Tutaj na przeszkodzie stoją jeszcze obostrzenia związane chronioną roślinnością, ale prowadzimy rozmowy z przedstawicielami Nadleśnictwa Chełm i mamy nadzieję, że i tam uda się przeprowadzić rzetelne poszukiwania. Wiele jeszcze przed nami – zaznacza pan Krzysztof.
Pasjonaci chcą również, aby odnalezione przez nich przedmioty zostały odpowiednio wyeksponowane. Pan Krzysztof marzy o otworzeniu muzeum jednostki, ale by jego plany mogły się ziścić, musi przeprowadzić jeszcze szereg prac organizacyjnych.
- Pani wójt zasugerowała, że powinniśmy powołać stowarzyszenie. Takiej organizacji zawsze łatwiej jest pozyskiwać różnego rodzaju środki na rozwój. Także te, które byłyby potrzebne na przygotowanie i wyremontowanie odpowiedniego lokalu. Tymczasem chcemy robić po prostu swoje, ponieważ pracy jest naprawdę mnóstwo – zaznacza pasjonat.
Czytaj także:
Napisz komentarz
Komentarze